Choć końca kryzysu wciąż nie widać, jego bilans dla wszystkich giełd już dziś jest dramatyczny. W ciągu dwóch miesięcy indeks rynków wschodzących liczony przez Morgan Stanley stracił 38 proc. wartości. Giełda w Rosji (RTS) spadła o ponad 50 proc., a polski WIG20 skurczył się o 30 proc. Niewiele mniej zmniejszył się amerykański S&P 500 (-27 proc.).
Jednak to nie koniec strat. Royal Bank of Scotland przewiduje, że przez rynki wschodzące przejdzie kolejny huragan, który może wyssać z nich bilion dolarów. Wycofają je inwestorzy rezygnujący z ryzykownych inwestycji. Oznaczałoby to odpływ jednej piątej środków zainwestowanych na rynkach w czasie hossy w latach 2003 – 2007.
Scenariusz ten zyskuje na prawdopodobieństwie, jeśli spojrzeć na straty i umorzenia w funduszach hedgingowych. Według danych Eurekahedge przytaczanych przez agencję Bloomberg globalne aktywa funduszy typu hedge spadły w październiku o 100 mld dol. Jednak wciąż w ich dyspozycji pozostaje prawie 2 bln dol.
Również miniony tydzień nie uchronił inwestorów przed stratami na rynkach wschodzących, mimo że w piątek w oczekiwaniu na szczyt G20 większość giełd poszła mocno do góry. W ostatnich pięciu dniach akcje znów najmocniej taniały w naszym regionie, a liderem spadków był RTS, który skurczył się o ponad 15 proc. Ponad 6 proc. stracił WIG20 w ślad za spadającymi zyskami polskich firm. Dynamika zysku spółek z WIG20 była pierwszy raz w tym roku ujemna. I to właśnie najbardziej martwi inwestorów.
Kłopoty mają też państwa rozwijające się. W recesji znalazł się drugi po Singapurze azjatycki tygrys – Hongkong. Giełda zareagowała spadkiem notowań o 5 proc. w skali tygodnia. – Mimo to gospodarki Wschodu wciąż radzą sobie lepiej niż zachodnie. Chiny nadal będą się rozwijać w tempie co najmniej 7 proc. rocznie – mówi Reutersowi Kelvin Lau z banku Standard Chartered.