Trzy lata temu poznański krytyk Paweł Leszkowicz w tekście „Sztuka wobec rewolucji moralnej”, opublikowanym w internetowym magazynie „Obieg”, wprowadził nowe określenie – „Młoda Sztuka z Polski (MSP)”. Zacytujmy fragment tekstu Leszkowicza, bo jest on niewątpliwie historyczny.
„Po raz pierwszy w mojej własnej historii zajmowania się sztuką myślę, czytam, piszę i uczę o sztuce polskiej z taką samą przyjemnością jak dotychczas o zagranicznej. Wyraźnie dostrzegam prawdziwą eksplozję, wreszcie otworzyły się oczy i umysły artystów i kuratorów”. Kogo opisywał? Jak dziś wygląda MSP?
Przeciętny Polak na pytanie, z czym kojarzy się mu młoda polska sztuka, odpowiada: Wilhelm Sasnal. Prawdą jest, że mało kto zrobił tak wiele dla popularyzacji tej sztuki w naszym kraju, co ten artysta. Sasnal i jego koledzy dla wielu naszych młodych twórców uchodzą dziś za punkt odniesienia do tego stopnia, że już kilka magazynów zdążyło zadać pytanie: Kto po Sasnalu? No właśnie kto?
[wyimek]Młodzi artyści często są bardziej zainteresowani swoimi przeżyciami niż otaczającym ich światem.[/wyimek]
Faktycznie duch Sasnala (w dużej części finansowy aspekt jego sukcesu) unosi się nad młodą polską sztuką. Widać to było latem tego roku na wystawie „Establishment (jako źródło cierpień)” w CSW Zamek Ujazdowski. Prezentowani tam byli młodzi artyści, którzy już osiągnęli uznanie na rynku (Tomek Kowalski, Radek Szlaga, Olaf Brzeski, Mariusz Tarkawian czy Szymon Kobylarz), oraz artyści przez rynek na razie niezauważeni (Ania i Adam Witkowscy, Zorka Wollny).