Z wnioskami o podwyżki wystąpiły do URE cztery spółki Enea Operator, RWE Stoen Operator oraz należące do grupy Tauron - EnergiaPro, Enion. Kolejne firmy - z Polskiej Grupy Energetycznej oraz Energa Operator przygotowują już wnioski. Ich przedstawiciele argumentują, że obecnie obowiązujące stawki za dystrybucję energii są zbyt niskie i nie gwarantują im wygenerowania odpowiednich funduszy na inwestycje.

Chodzi przede wszystkim o modernizację istniejącej sieci i budowę nowych linii. Dlatego firmy już zapowiadają, że ograniczą w tym roku wydatki inwestycyjne. Na przykład w gdańskiej Enerdze planowano wydać w tym roku 1,12 mld zł na potrzeby rozbudowy sieci, ale kwotę tę zredukowano do ok. 700 mln zł. Szefowie Enionu muszą zmniejszyć koszty tegorocznych inwestycji o ponad 70 mln zł - do 340 mln zł, a EnergiaPro - o 100 mln zł (do 300 mln zł).

I nawet, jeśli dostaną zgodę na kilkuprocentową podwyżkę opłat dystrybucyjnych, o jaką wnioskują w URE, sytuacja ulegnie tylko niewielkiej zmianie. Natomiast dla odbiorców oznaczać będzie to podwyżkę rachunków o ok. 2 proc. Obecnie przeciętna rodzina zużywa ok. 2 tys. kilowatogodzin energii rocznie, płacąc ok. 900 zł. Opłata dystrybucyjna stanowi prawie połowę całego rachunku, zatem ewentualny 5 proc. wzrost opłat dystrybucyjnych oznaczać będzie zwiększenie rachunku o ok. 23 zł rocznie.

Artur Różycki z Towarzystwa Przesyłu i Rozdziału Energii, skupiającego operatorów, przekonuje, że w kolejnych latach opłaty dystrybucyjne powinny znacząco wzrosnąć. - Jeśli mamy wykonać inwestycje niezbędne do realizacji celów środowiskowych czyli związane z budową sieci na potrzeby odnawialnych źródeł energii, to opłaty dystrybucyjne powinny wzrosnąć o 15-20 proc. - dodaje prezes Różycki.