Tyle, ile wynosi udział łotewskich kredytów w portfelach dwóch największych szwedzkich banków. To dlatego właśnie sprawa łotewska stała się sprawą europejską.

A przy tym Łotwa ma szczęście w nieszczęściu. Po pierwsze – jej kłopoty rozumie doskonale Międzynarodowy Fundusz Walutowy, a zwłaszcza szef Departamentu Europejskiego Marek Belka, który nasz region naprawdę zna. Po drugie – Łotysze mądrze wybrali kredytodawców, którzy w ten kraj pompowali miliardy. Gdyby zadłużyli się w kilkunastu krajach, ich rządy byłyby zatroskane, lecz nie zdecydowałyby się na drastyczne posunięcia. Ale Łotwa rozwijała się na koszt banków szwedzkich, którym rząd w Sztokholmie nie pozwoli upaść, bo to kosztowałoby Szwecję aż 5 proc. PKB.

Niezależnie od tego, jak i kiedy Łotwa ostatecznie wyjdzie z zapaści, jej przypadek zostanie z pewnością przeniesiony do podręczników ekonomii ku przestrodze dla innych rozwijających się na kredyt krajów. Pozytywnym bohaterem będzie z pewnością młody premier Valdis Dombrowskis, którego już okrzyknięto nowym Balcerowiczem. Na razie wiadomo, że zanim ktokolwiek Łotwie pomoże, ona sama musi pomóc sobie. Metoda najlepszego nawet "Balcerowicza" nie polega wyłącznie na szukaniu pomocy z zewnątrz, lecz zaczyna się od porządków we własnym domu. W przypadku Łotwy jest to jeszcze ważniejsze, bo na świecie panuje kryzys, a wtedy wrażliwość na problemy innych znacznie słabnie. Chyba że problemy innych stają się własnymi.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/06/19/danuta-walewska-lotewskie-szczescie-w-nieszczesciu/]Skomentuj[/link][/ramka]