Lecą do nas leonidy...

Za kilka dni nocne niebo nad Polską i większością Europy rozbłyśnie tysiącami spadających gwiazd. Zbliżają się do Ziemi od 1466 r. To będzie astronomiczny przebój tego roku. Do Sopotni Wielkiej zjadą setki obserwatorów amatorów

Publikacja: 13.11.2009 04:00

Obserwacje meteorów w Amatorskim Obserwatorium Astronomicznym w Niedźwiadach, które należy do PPSAE

Obserwacje meteorów w Amatorskim Obserwatorium Astronomicznym w Niedźwiadach, które należy do PPSAE (Pałucko-Pomorskim Stowarzyszeniu Astronomiczno-Ekologicznym). Najjaśniejsze Leonidy często zostawiają efektowne ślady na niebie (marek nikodem)

Foto: Rzeczpospolita

Za kilka dni nocne niebo nad Sopotnią Wielką w gminie Jeleśnia koło Żywca – jak zresztą nad całym krajem i większością Europy – rozbłyśnie feerią spadających gwiazd. Ten kosmiczny spektakl uświetni kończący się właśnie Międzynarodowy Rok Astronomii, ogłoszony dla uczczenia 400-lecia dnia, w którym Galileusz po raz pierwszy skierował ku niebu nowo skonstruowany niezwykły instrument – lunetę.

– Spodziewamy się nawet 1,5 tys. meteorów w ciągu godziny. To znaczy, że niebo zapłonie – wyjaśnia prezes Beskidzkiego Klubu Astronomicznego „Polaris” w Sopotni Wielkiej Piotr Nawalkowski.

W nocy z 16 na 17 listopada Ziemia spotka na swej drodze rój leonidów, chmurę materii wyrwaną przed wiekami – w 1466 r. gdy zawarto pokój toruński, kończący wojny między Polską a Krzyżakami – z komety 55P/Tempel-Tutte. Na chwilę tę czekają dziesiątki tysięcy miłośników astronomii w Polsce i innych krajach europejskich. Do Sopotni Wielkiej przyjadą członkowie klubu i sympatycy z całego kraju. Licealiści i osoby zbliżające się do emerytury.

Nauczyciele, lekarze, poloniści, historycy, fizycy, inżynierowie, dyplomowana księgowa... O zmroku, jeśli dopisze pogoda, rozstawią na górskiej łące, na trawie zwarzonej pierwszymi mrozami łóżka polowe – i skierują wzrok ku niebu. Władze gminy się zgodziły, by lepiej było widać meteory, zgasić lampy uliczne w Sopotni między północą o czwartą rano.

– Na koniec każdy z nas przedstawi raport z obserwacji. Ale w tym wypadku, jak dla mnie, liczy się co innego. Jest wiele zjawisk astronomicznych, których piękno warte jest nieprzespanych nocy czy nawet odmrożeń. A najpiękniejsze z nich to właśnie rój meteorów – uważa prezes klubu.

[srodtytul]Noc pod ochroną [/srodtytul]

Rozgwieżdżone niebo przyciąga ludzką uwagę od samych początków naszego gatunku. I w miarę postępów nauki jego magia wcale nie maleje. Bądź co bądź chodzi o obcowanie z nieskończonością i wiecznością. Pomimo konkurencji sportów ekstremalnych i wirtualnych rozrywek, które spychają w cień inne tradycyjne manie, jak np. filatelistykę, astronomia amatorska ma się nadal dobrze. Wyrastają wciąż nowe pokolenia miłośników gwiazd, komet i meteorów.

Dziedzictwo Kopernika i Heweliusza nie do wszystkich przemawia rzecz jasna z równą siłą. Tak np. wygaszanie świateł nie wszystkim się w Sopotni podoba – a najmniej tym, którzy nocą muszą po ciemku wracać z najbliższego baru. Na początku, przed kilkunastu laty, miejscowi górale wytykali „astrologów” palcami. Lody udało się przełamać dzięki zajęciom astronomicznym dla uczniów miejscowych szkół i młodzieży zagrożonej marginalizacją. Dziś dorasta już drugie pokolenie lokalnych miłośników astronomii. A gdy zapowiada się np. zaćmienie słońca, do siedziby klubu zaglądają, by popatrzeć przez teleskop, także starsi, poważni gazdowie.

– Zawsze traktowałem astronomię prospołecznie – podkreśla Piotr Nawalkowski, specjalista z zakresu komunikacji społecznej.

Jednym z projektów, w których uczestniczy klub „Polaris”, jest międzynarodowy program „Ciemne Niebo”. Jego cel to zmniejszenie „zanieczyszczenia” nocnego nieba sztucznym światłem. Wciąż bowiem ubywa miejsc, gdzie po zapadnięciu zmroku jest naprawdę ciemno. W Polsce wszędzie już, z wyjątkiem Bieszczadów i wielkich poligonów wojskowych, widać nocą na niebie łuny miast i osiedli. Zaśmiecenie nieba światłem to zresztą zmartwienie nie tylko astronomów, którzy w wielkich miastach muszą ograniczać swe zainteresowania do tego, co jeszcze nad nimi widać, np. Słońca, ale także m.in ekologów. Nocną ciemność uważa się dziś za wartość przyrodniczą i estetyczną, swego rodzaju dobro kultury. Wkrótce w gminie Jeleśnia, na razie w Sopotni, Krzyżowej i Korbielowie zainstalowane zostaną lampy uliczne o nowym kształcie, które nie będą oświetlać już, jak dziś, nieba, lecz jedynie ziemię.

Samotną batalię o ciemne niebo prowadzi od paru lat w Bydgoszczy Artur Wrembel, astronom amator – z zawodu skrzypek, członek zespołu „Capella Bydgostiensis” – który, aby w lepszych warunkach śledzić gwiazdy, wyprowadził się pod miasto.

– Wybrałem miejsce, gdzie mogłem liczyć na ciemności na południu. Ale światła miasta wciąż idą za mną. Tylko niektóre instytucje wykazują zrozumienie i godzą się na wymianę lamp. Większość urzędników i właścicieli domów uważa, że nawołuję do powrotu do średniowiecza. A ja chcę tylko, żeby jeszcze moje dzieci i wnuki miały nad sobą rozgwieżdżone niebo – wyjaśnia.

[srodtytul]Oglądanie przez szlifowanie[/srodtytul]

Nad szczytem domu Sławomira Bogusza – z zawodu fotografa i do niedawna właściciela zakładu fotograficznego w Puławach – w Markuszowie wznosi się cebulasta konstrukcja przypominająca sklepienie kaplicy. Wyrastająca ponad okoliczne dachy kopuła domowego obserwatorium astronomicznego, to symbol jego nieugiętej woli w dążeniu ku gwiazdom.

Przez dziesiątki lat droga do nich prowadziła w Polsce może nie przez cierpienia, ale wyrzeczenia i szlifowanie soczewek. Większość miłośników astronomii do oglądania nieba używała radzieckich lornetek. Kupno teleskopów czy lunet przekraczało finansowe horyzonty obywateli PRL. Sławomir Bogusz choć do Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii zapisał się jeszcze w szkole w 1952 r., przez własną – przez siebie zrobioną lunetę, której soczewki 70 mm średnicy sam wyszlifował – pierwszy raz spojrzał w niebo dopiero w 1969 r., akurat w dniach, gdy Neil Armstrong i Buzz Aldrin mieli lądować na Księżycu.

– Wiedziałem, że ich nie dojrzę, ale chciałem obejrzeć miejsce, gdzie mieli stanąć na Srebrnym Globie. Najpierw jednak skierowałem lunetę w kierunku najbliższej galaktyki, Mgławicy w Wielkiej Andromedzie. Przez lornetkę wygląda jak słaba gwiazdka. Teraz widziałem ją jako wyraźną świetlistą plamkę. To było niezapomniane przeżycie – wspomina.

Nie mniejsze wrażenie wywarły na nim ostre jak sierp rogi tarczy wschodzącej Wenus, czy, przed piętnastu laty laty, eksplozje w atmosferze Jowisza spowodowane uderzeniem odłamków komety Shoemaker-Levy 9. Wszystkie te kosmiczne widoki oglądał przez zaprojektowane i wykonane przez siebie, wraz z soczewkami i zwierciadłami, lunety i teleskopy. Łącznie było ich ponad 50. Dziś chińską lunetę każdy może kupić już za 400 zł. Prawda, że niezbyt wiele przez nią widać. Ale już dwa razy droższemu teleskopowi rosyjskiemu nic właściwie, z punktu widzenia amatora, nie można zarzucić.

Dzięki powszechnej dostępności coraz lepszego sprzętu, w tym fotograficznego, miłośnik astronomii może np. zrobić wysokiej jakości zdjęcia galaktyk odległych o setki milionów lat świetlnych. Do niedawna tak daleko w kosmos mogli sięgać jedynie naukowcy z najsłynniejszych obserwatoriów astronomicznych świata. Co więcej, obrazy i informacje uzyskiwane przez najsilniejsze teleskopy i radioteleskopy świata są obecnie dostępne w Internecie. Gdy więc niebo w Polsce kryją chmury, można próbować prowadzić obserwacje wirtualne, korzystając np. z kosmicznego teleskopu Hubble czy wyposażonego w 5-metrowe zwierciadło teleskopu na Mount Palomar na Hawajach.

– Tanie teleskopy i Internet, gdzie da się znaleźć praktycznie wszystko co może interesować miłośnika astronomii oraz wymienić poglądy, spowodowały prawdziwy boom astronomiczny. Astronomów amatorów jest Polsce już ok. 5 tys.. W naszym środowisku zaczynają się pojawiać ludzie z większymi pieniędzmi na sprzęt. Nigdy wcześniej tak nie było – podkreśla jeden z założycieli Pałucko-Pomorskiego Stowarzyszenia Astronomicznego „Grupa Lokalna” Marek Nikodem. Stowarzyszenie, znane od kilkunastu lat jako organizator Ogólnopolskich Zlotów Miłośników Astronomii OZMA, buduje w swym obserwatorium w dawnej szkole we wsi Niedźwiady w gminie Szubin największy amatorski teleskop w kraju. Urządzenia optyczne, które zostaną w nim zamontowane, w tym 60 cm zwierciadło, kupiły ze swych środków władze gminy.

[srodtytul]Zajęcie na wieki [/srodtytul]

Jest jeszcze inny powód, który przyciąga do astronomii wciąż nowych adeptów – uznanie zawodowców. Rzecz w tym, że wąska grupa profesjonalistów nie jest w stanie sama wyczerpująco opisać obrotów nawet stosunkowo niedalekich ciał niebieskich – nie mówiąc już o niezliczonej liczbie zjawisk, które każdego dnia można obserwować we Wszechświecie. W badaniach np. gwiazd zmiennych i komet wyręczają ich więc amatorzy, który wyniki obserwacji przesyłają do wyspecjalizowanych ośrodków w Stanach Zjednoczonych. I wszyscy mają pełne ręce roboty.

– Nie wiadomo, czy jakieś badania nie przydadzą się komuś na przykład za 100 lat – podkreśla prezes oddziału warszawskiego Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii, inżynier budowlany Janusz Wiland, którego specjalnością są obserwacje „zakryć”, czyli zjawiska przesłaniania gwiazd np. przez Księżyc. Dane z tych obserwacji służą m.in do dokładnego obliczania parametrów orbity Księżyca i Ziemi.

Ambicje badawcze powodują, że część amatorów, podobnie jak zawodowcy, nie ogląda już prawie nieba, ograniczając się do ekranu komputera. Większość jednak wciąż żywi do astronomii uczucia romantyczne. Znane są przypadki, gdy miłość do gwiazd przychodzi od pierwszego wejrzenia, po paru minutach patrzenia przez teleskop.

– Noc, gwiazdy, wiatr, zapach górskich łąk... To chyba liczy się najbardziej – przyznaje Piotr Nawalkowski.

Dla Marka Nikodema, który zanim zajął się na dobre popularyzacją astronomii był prywatnym handlowcem, najważniejsze są z kolei walory estetyczne ciał niebieskich. Jego ulubioną dziedziną jest „astroart” – fotografowanie najefektowniejszych zjawisk astronomicznych, takich jak koniunkcje, czyli zbliżenia planet. Artystyczna głównie strona astronomii pociąga też Artura Wrembla.

– Do teleskopu mam nawet głębszy i bardziej uczuciowy stosunek niż do skrzypiec. Bo muzyka to moja pasja, ale i zawód. A na gwiazdach pieniędzy nie zarabiam.

[ramka][srodtytul]Refraktory na pulsary[/srodtytul]

Obserwacje meteorów – świetlnych śladów spalających się w atmosferze meteoroidów – miłośnicy astronomii mogą prowadzić także każdej nocy. W ciągu doby powstaje ich w ziemskiej atmosferze ok. miliona. Meteoroidy (kamienne lub żelazne okruchy liczące 4,5 mld lat, pochodzące głównie z pełnego kosmicznej materii pasa między Marsem a Jowiszem), które dotrą do Ziemi, to meteoryty. Ich kolekcjonowanie to odrębna specjalność wśród miłośników astronomii.

Meteoryty można śledzić nieuzbrojonym okiem. Ale amatorzy zajmują się także obserwacjami komet, gwiazd zmiennych (tzn. o zmiennym blasku, jak np. pulsary), „zakryciami” i Słońcem, zwłaszcza plamami słonecznymi.

Potrzeba do tego teleskopów. Za doskonalsze wśród nich uchodzą refraktory (lunety), których elementy optyczne to obiektyw i okular. Teleskop składający się z wklęsłego lustra i okularu to reflektor. W praktyce amatorskiej używa się refraktorów o soczewkach średnicy 7-15 cm i reflektorów z lustrem do 30 cm. Amatorski reflektor z montażem można mieć już za ok. 1500 zł. Sprzęt dobrej klasy kosztuje 3-5 tys. zł, a refraktor z najwyższej półki ok. 40 tys. zł. [i]—ges[/i][/ramka]

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy