Ministrowie finansów strefy euro naciskają na grecki rząd, by podjął więcej wysiłku w celu zmniejszenia deficytu. W tym roku deficyt sektora finansów ma spaść o 4 pkt proc. z obecnych 12,7 proc. PKB, ale zaplanowane dotąd w Atenach oszczędności mogą nie wystarczyć do zrealizowania tak ambitnego celu. [wyimek]12,7proc. PKB wynosi grecki deficyt sektora finansów publicznych[/wyimek]
Wczoraj w Brukseli Eurogrupa postanowiła, że Grecja musi wprowadzić dodatkowe podatki od dóbr luksusowych i aut. Grupa 16 krajów używających euro obiecuje pomoc w razie pogorszenia sytuacji, ale najpierw żąda dodatkowych oszczędności. – Próbujemy zmienić kurs „Titanica”. Ale tego nie da się zrobić w jeden dzień – mówił minister George Papakonstantinu przed wieczornym spotkaniem ministrów finansów strefy euro w Brukseli.
Rząd w Atenach wobec rosnącego niezadowolenia społecznego i fali strajków próbuje przekonać UE do odłożenia decyzji o dodatkowych oszczędnościach do połowy marca. Wtedy gospodarkę ocenią Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Ale rządzący strefą euro nie chcą czekać. Każda zwłoka oznacza spadek zaufania inwestorów nie tylko do Grecji, ale też do wspólnej waluty.
W ubiegłym tygodniu politycy na szczycie w Brukseli obiecali podjąć „zdecydowaną i skoordynowaną akcję” na wypadek, gdyby Grecję trzeba było ratować od bankructwa. Politycy w strefie euro przekonują, że w razie niebezpieczeństwa są w stanie podjąć decyzję o pomocy finansowej w ciągu pół godziny.
Bruksela zgłosiła wczoraj propozycję powiększenia uprawnień Eurostatu, by mógł sprawdzać informacje u źródła. Chodzi o uniknięcie sytuacji takiej jak z Grecją, gdy przez lata dokonywano fałszerstw statystycznych. Tymczasem były szef greckiego urzędu statystycznego Manolis Kontopirakis uciekł do USA. – Obwinia się mnie o kryzys gospodarczy, który spowodowało Ministerstwo Finansów – broni się w wywiadzie dla „New York Timesa”.