Przede wszystkim to, co zrobiliśmy natychmiast w drugiej połowie 2008 roku, to ustawienie nowego systemu bankowego, który obsługiwał wewnętrzne operacje. Od tego czasu próbujemy posprzątać bałagan i jednocześnie upewnić się, że reszta gospodarki działa. Jesteśmy w tych działaniach bardziej skuteczni, niż większość ludzi mogłaby przypuszczać. Zeszłoroczny spadek PKB wyniósł 7 proc. i był dużo lepszy od prognozowanego.
[b]W części zagranicznych mediów można znaleźć zdjęcia zdesperowanych Islandczyków stojących w kolejce po jedzenie czy braku artykułów na półkach w sklepach. Jaka jest prawdziwa sytuacja na Islandii?[/b]
Aktualnie tylko 8 – 9 proc. ludzi jest bez pracy. Większość z nich posiada teraz dużo mniejsze wpływy gotówkowe niż te, do których byli przyzwyczajeni. Rząd uruchomił wiele programów, które mają im pomóc. Jednym z nich jest ograniczanie spłat kredytów zagranicznych do rat, które były przed osłabieniem korony islandzkiej. W większości te programy działają sprawnie, jednak nadal są takie rodziny, które nie dostosowały się jeszcze do zmian. Nie jestem pewny, jaki jest dokładny odsetek rodzin potrzebujących materialnego wsparcia, ale jest on bardzo niski. Ale większość rodzin stoi przed sytuacją, że ich siła nabywcza, czyli to, co mogą kupić, istotnie spadła. Głównie dlatego, że koszty życia się podniosły, a ich pensje zostały na tym samym poziomie.
[b]Z kolei koszty wzrosły, ponieważ siła nabywcza korony spadła o połowę w porównaniu z euro w 2008 roku.[/b]
No tak, ale większość posiada jednak pracę i gospodarka nadal działa. Gdyby ktoś przyleciał na Islandię i przejechał się wzdłuż Rejkiawiku, w zasadzie nie zorientowałby się, że jest tutaj jakikolwiek kryzys. Półki są wciąż przepełnione produktami i można kupić cokolwiek się chce. Firmy nadal tam są, wciąż oferują usługi, sprzedają produkty, płacą pensje pracownikom. Kryzys jest w zasadzie tylko finansowy. To jest coś, czego nie widać, nie można pokazać na okładce gazety. Nie widać długów, widać tylko firmy, ludzi, domy i to wszystko wygląda normalnie.