Giełdowy świat kręcił się w minionym tygodniu wokół informacji na temat chińskiego eksportu. Gdy ogłoszono jego wyniki, inwestorzy niemal oszaleli. Ceny akcji wystrzeliły w górę w nadziei na podtrzymanie światowego wzrostu gospodarczego. Jak oficjalnie podano, w maju chiński eksport wzrósł o 48,5 proc. Nie dość, że był to wynik najlepszy od ponad sześciu lat, to jeszcze zaskoczył największych optymistów, którzy stawiali na wzrost o około 32 proc.
Wydawać by się mogło, że na tej informacji najwięcej powinny zyskać chińskie akcje. Tymczasem tamtejszy wskaźnik giełdowy zyskał zaledwie 0,6 proc., a w skali całego roku wciąż jest najgorszym indeksem wśród rynków wschodzących i jednym z najgorszych na świecie.
Ale na chińskiej giełdzie w tym roku zarabia się na rynku pierwotnym, a nie wtórnym. A być może jeszcze w tym miesiącu ruszy kolejna oferta publiczna, i to nie byle jaka. Do wejścia na rynek szykuje się bowiem Agricultural Bank of China. 40 proc. udziałów banku przewidzianych do sprzedaży może być warte nawet 23 – 25 mld dol.
Oznacza to, że jeśli oferta się powiedzie, będzie to największa pierwotna oferta publiczna w historii (IPO). Na razie palmę pierwszeństwa dzierży Industrial & Commercial Bank of China, który w 2006 r. pozyskał z rynku 22 mld dol.
Zdecydowanymi liderami ubiegłego tygodnia były giełdy południowoamerykańskie. Wycofywano natomiast środki z giełdy rumuńskiej. Analitycy cały czas wyczuleni są jednak na kryzys zadłużeniowy w strefie euro. Pojawia się też coraz więcej głosów, że Grecji nie da się uratować przed bankructwem. Gdyby faktycznie tak się stało, można oczekiwać odpływu kapitału z rynków wschodzących.