Wczorajszą sesję WIG20 rozpoczął – w ślad za giełdami w Europie Zachodniej – na niewielkim plusie, co było jeszcze echem piątkowej poprawy nastrojów i faktu, że przez weekend nie pojawiły się informacje, które mogłyby popsuć humory inwestorom (większego wpływu na rynki nie miały deklaracje o konieczności ograniczania deficytów budżetowych, które zwieńczyły spotkanie G20).
Z czasem zapał kupujących zaczął stopniowo gasnąć. Tuż po godz. 14.30 powolne opadanie WIG20 zmieniło się w tąpnięcie, które nagle sprowadziło wskaźnik pod kreskę.
Inwestorzy nerwowo zareagowali na raport o dochodach i wydatkach Amerykanów w maju. Może to być o tyle zaskakujące, że dane nie odbiegały mocno od prognoz. Co prawda dochody wzrosły nieco mniej od szacunków ekonomistów (0,4 proc. m./m. zamiast 0,5 proc.), ale za to wydatki były większe od oczekiwań (0,2 zamiast 0,1 proc. m./m.). Nerwowość inwestorów może wynikać z faktu, że to dopiero wstęp do serii ważnych publikacji makro w tym tygodniu odnoszących się bezpośrednio do kondycji finansowej Amerykanów, m.in. indeksu zaufania konsumentów Conference Board (ma być podany dziś), a przede wszystkim danych z rynku pracy (czwartek i piątek).
Inwestorzy dość szybko otrząsnęli się po danych o wydatkach konsumentów w USA i tuż przed końcem kupujący podciągnęli kursy akcji w górę. W efekcie tej huśtawki nastrojów WIG20 stracił ostatecznie symboliczne 0,04 proc.
Optymiści mogą więc argumentować, że indeks obronił się przed większą przeceną. Pesymiści odpowiadają jednak, że balansuje on tuż nad czerwcowym dołkiem (2326 pkt), a jego ewentualne przebicie otworzyłoby drogę do spadku do dołka z maja (2270 pkt). W tym kontekście niepokoi słaba postawa małych spółek. Wskaźnik sWIG80 spadł wczoraj o kolejne 0,4 proc., już teraz pogłębiając dołek. Niewiele (0,6 proc.) brakuje, by indeks dotarł do minimum zanotowanego jeszcze w lutym.