Gdyby nie końcówka notowań, wczorajszą sesję w Warszawie należałoby uznać za wyjątkowo nudną. Przez większość dnia WIG20 wahał się bowiem w wąskim przedziale wokół poniedziałkowego zamknięcia.
Ostatecznie spadł o 0,5 proc. Rozpoczęta przed tygodniem seria nieprzerwanej zwyżki notowań (w tym czasie WIG20 zyskał prawie 6 proc.) została tym samym przerwana. Jedynym głównym indeksem, który oparł się spadkom, okazał się mWIG40 (zyskał 0,25 proc.).
Humory inwestorom w końcówce sesji popsuły głównie dane makro z USA. WIG20 zaczął pogłębiać dzienne minima tuż po opublikowaniu przez Conference Board niższej od oczekiwań wartości indeksu zaufania amerykańskich konsumentów (spadł do 50,4 zamiast do 51 pkt). Kolejny raz doprowadziło to do wzrostu obaw, że stagnacja na rynku pracy, wpływająca na kondycję konsumentów, może się okazać barierą dla dalszego ożywienia gospodarczego. Bez większego echa przeszły za to opublikowane wcześniej dane o szybszym od oczekiwań wzroście cen domów w największych amerykańskich metropoliach (mierzący je indeks S&P/Case-Shiller wzrósł w maju o 4,6 proc. rok do roku, podczas gdy oczekiwano zwyżki o 3,8 proc., takiej samej jak miesiąc wcześniej), świadczącym o poprawie sytuacji na rynku nieruchomości.
Nie wszystko da się jednak wytłumaczyć reakcją na gorsze nastroje konsumentów w USA, bo gdy WIG20 kończył sesję pod kreską, indeksy w Europie Zachodniej były na plusach. Inwestorzy kupowali tam akcje dużych banków w reakcji na lepsze od oczekiwań wyniki finansowe m.in. Deutsche Banku i szwajcarskiego UBS.
Choć sezon publikacji rezultatów kwartalnych zapowiada się obiecująco także na naszym rynku (Bank Millennium zarobił w II kw. prawie osiem razy więcej niż w słabym II kw. 2009 r.), to oczekiwania dalszej poprawy wyników już wcześniej napędzały zwyżkę kursów. Od początku lipca WIG20 zyskał niemal 10 proc.