Anna Streżyńska: Trzeba rozmawiać o współpracy, a nie blokować internetowych wydawców

Publikacja: 04.11.2011 14:42

Red

Wczorajsza debata na temat neutralności sieciowej

została opanowana przez operatorów. Razem z Fundacją Panoptykon próbowaliśmy przedstawić odrębne stanowisko, ale utonęło ono w tezach postawionych przez operatorów. Nikt nie kwestionuje konieczności rozmowy o źródłach finansowania inwestycji, ale rozmów równoważnie silnych organizmów, jak grupa Deutsche Telekom i Google, a nie siłowej presji, jaką polski T-Mobile próbuje wywrzeć na lokalnych reklamodawcach. Ponadto, przez trzy godziny wczorajszej debaty nie udało się operatorom udowodnić, że należą się im jakiekolwiek dodatkowe pieniądze na inwestycje, i że ich zwrot z biznesu powinien być taki sam, jak

content providerów

.

Dziś mamy globalnych graczy i globalne firmy, silny nacisk ze strony content providerów, którzy wylobbowali zasadę neutralności sieciowej w Komisji Europejskiej, oraz - jeszcze nie silny, ale za to oparty na konkretnych działaniach - lobbying ze strony operatorów. Problem finansowania sieci jest realny i UKE już ponad rok temu zapraszał do dyskusji na ten temat. Odnosimy się krytycznie do braku wątku finansowego w unijnej dyskusji na temat neutralności sieci.

Problem w tym, że dyskusja powinna być oparta na twardych finansowych dowodach, nie tylko na porównywaniu przychodów przedsiębiorców z różnych branż. Nie powinna się odbywać między globalną grupą T-Mobile a reklamodawcami z Polski, tylko między globalną grupą T-Mobile, a np. Google. Bo to Google jest w stanie „położyć na stole” swoje zasoby i powiedzieć: „nie brykajcie, bo odetniemy waszych użytkowników od naszych treści”. Google ma miliony użytkowników i nawet nie zauważy utraty obsługiwanych przez polskie T-Mobile. Przynajmniej przez jakiś czas.

Z kolei cała grupa T-Mobile może powiedzieć, że ma 128 mln mobilnych użytkowników na całym świecie, którym może ograniczyć dostęp do produktów Google. Wtedy to już Google prawdopodobnie się zastanowi, czy warto.

To co się wydarzyło w Polsce, to zagrywka bez negocjacji. Pod płaszczykiem dobra konsumentów, którzy nie chcą oglądać reklam, a na pewno nie chcą być za nie obciążani. Ale wydawcy internetowi finansują swoją działalność z wpływów reklamowych, więc to się odbije na jakości treści. Najpierw trzeba było rozpocząć rozmowę z content providerami o modelu rozliczeń, a gdyby nie było porozumienia, dać sobie szansę nawzajem wypracowania nowych modeli biznesowych. Tymczasem zastosowano wariant nie prowadzący do cywilizowanego współistnienia, a dodatkowo, krótkowzroczny z punktu widzenia rozwoju rynku. I niezbyt odważny – odciąć reklamy lokalne i odciąć je lokalnie, to nie sztuka. Do tego dochodzą jeszcze wątpliwości z obszaru prawa autorskiego i medialnego, ingerencji w integralność utworu, jakim jest na przykład portal internetowy.

Na koniec dodam, że UKE powinien zostać wyposażony w uprawnienia do wypracowania modeli działania i do ewentualnej interwencji, jeśli zaczną się jakieś dalsze „partyzanckie” działania. Nowy model musi uwzględniać interesy obu stron, i tej trzeciej – konsumentów i prosumentów (którzy też są wydawcami w internecie i mogą stać się ofiarami braku systemowych rozwiązań).

Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy
Ekonomia
Światy nauki i biznesu powinny łączyć siły na rzecz komercjalizacji
Ekonomia
Chcemy spajać projektantów i biznes oraz świat nauki i kultury
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Ekonomia
Stanisław Stasiura: Harris kontra Trump – pojedynek na protekcjonizm i deficyt budżetowy
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska