Od lat metody działania, czyli tzw. modus operandi naciągaczy, którzy zakładają różnego rodzaju parabanki i oferują szybkie pomnożenie oszczędności, jest podobny – wynika z raportu Prokuratury Generalnej, do którego dotarła „Rz".
Istota oszustwa sprowadza się do tego, że najpierw ogłasza się atrakcyjną ofertę, przyjmuje wpłaty i pierwszym klientom wypłaca obiecane zyski. Kolejni jednak zostają z niczym.
Co sprawia, że wciąż są chętni, którzy powierzają parabankom pieniądze? – Pokusa ogromnych zysków i świadomość, że ci, którzy pierwsi włożą pieniądze do takiej firmy, na tym zyskają – mówi „Rz" prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny. – Gdyby w Polsce żyło nie 37 mln ludzi, ale dziesięć razy więcej, to niejedna piramida finansowa runęłaby znacznie później.
Z raportu prokuratora generalnego na temat przestępczości gospodarczej wyłania się typowy mechanizm działania sprawców. Przykład?
Działające w Częstochowie Ogólnopolskie Doradztwo Finansowe naciągnęło ok. 60 osób na 16 mln zł. Mózgiem był Robert M., który w 2004 r. z żoną Iwoną M. i znajomą Emilią S. założył spółkę zajmującą się m.in. pośrednictwem finansowym. Pieniądze wpłacił mu znany żużlowiec, a nawet policjanci. – M. obiecywał nawet 40 proc. zysku rocznie. Klienci wpłacali od 6 tys. do nawet 1 mln zł – mówi „Rz" Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.