Rozcieńczanie whisky

Czytając ostatni komentarz „Towarzysz R. ma rację" z radością stwierdziłem, że nie jestem odosobniony w prezentowanym stanowisku na temat oferowanych przepustowości w polskiej sieci. Miód na me serce wylał dodatkowo szef Playa, który bardzo celnie porównał usługę telekomunikacyjną do dobrej whisky.

Publikacja: 16.07.2013 09:30

Rozcieńczanie whisky

Foto: ROL

Red

Wygląda obecnie na to, że usługi telekomunikacyjne oferowane powszechnie na rynku nie mają zdefiniowanej wprost swojej podstawowej właściwości, za którą klient ma zapłacić. Tym parametrem jest właśnie przepustowość. Zgadzam się w 100 proc., że klienci obecnie konsumują sieczkę marketingową. Skutek jest taki, że większość nie odróżnia prędkości przesyłu od limitu transferu. Ogólnie jeden wielki bałagan.

Oczywiście prym w całym zamieszaniu wiodą operatorzy usług mobilnych, a dokładnie z racji tego, że u nich jest największy kłopot z określeniem przepustowości, jaką realnie będzie dysponował klient. Przepraszam, na upartego da się to określić. Niżej niż 9600 kbps raczej nie będzie. Tylko kto w dobie wszechobecnego wariactwa „więcej, szybciej, lepiej" kupi usługę o przepustowości modemu analogowego?

Kolejna rzecz, to problem, jak tą przepustowość mierzyć. Karkołomnego zadania wprowadzenia rozmaitych mechanizmów i wskaźników kontrolnych podjął się UKE, jeszcze za czasów byłej Pani Prezes. Niestety zmiana na tym stanowisku nie wniosła do zagadnienia nic nowego poza próbą zbudowania przez UKE platformy do testowania łączy.

Problem z mierzeniem przepustowości jest jednak poważny, bo:

1. Operatorzy komórkowi mają najwięcej za uszami. Niestety - opisywane w reklamach przepustowości nijak mają się do rzeczywistości. Nawet technika u operatorów półgębkiem przyznaje, że tyle co w reklamie, to nigdy w życiu. Poza tym „lejek" po przekroczeniu limitu transferowego sprawia, że łącze zasadniczo staje się bezużyteczne, ale jest no limit! Bla, bla!

2. Koncentratory linii dostępowych, czy BTS-y nadal bywają podłączone do mniej wydajnych łączy agregacyjnych, niż wynoszą końcowe kontrakty klienckie. Udowodnienie tego stanu rzeczy jest podobnie "łatwe", jak niegdysiejsze udowadnianie Telekomunikacji Polskiej, że degraduje krajowy ruch na łączach zagranicznych.

3. Nie wiadomo, w jaki sposób należy klientowi końcowemu zapewnić gwarancję przepływności łącza. Każda z metod niesie za sobą problemy interpretacyjne:

- do routera brzegowego - każdy router brzegowy musiałby dysponować interfejsem WWW do prostego sprawdzania przepływności łącza. Metoda ta sprawdziłaby się być może u ISP radiowych, którzy mają przeładowane sektory i gdzie nawet do bramy jest źle - patrz wszelkiej maści partackie sieci oraz starzejący się WiMAX, gdzie z powodów ekonomicznych operatorzy wsadzają klientelę na jeden sektor tak długo, aż ten nie wyzionie ducha i nie zaczną się sypać reklamacje,

- do hostów w sieci operatora - w praktyce wypadnie słabo, bo można trafić na host, który ma mniejszy od nas kontrakt kliencki i nic z tego nie będzie - np. na Neostradzie 80 mbps nie da się osiągnąć 80 mbps z np. innej Neostrady 80 mbps, ponieważ ta ma upload tylko 8 mbps,

- do wskazanej w sieci operatora aplikacji testującej przepływność - teoretycznie najlepsze rozwiązanie, bo eliminuje większość wypadków podłączania np. DSLAM-ów czy baz radiowych na zbyt wąskich łączach. Wadą jest to, że może się pojawić bardzo kreatywna regulacja ruchu do "testera". Rozmaite transparentne wynalazki, które będą miały na celu zafałszowanie realnego stanu rzeczy,

- metoda na zakaz overbookowania "więcej niż..." też jest kontrowersyjna, bo w różnych zakończeniach sieci trafiają się różne profile klientów - w jednym miejscu overbooking 3x będzie za dużo, w innym wypadku 30x będzie OK i "używalność" łącza klienckiego na tym nie ucierpi,

- metoda na autorytatywny tester pod szyldem UKE – trudno mi sobie wyobrazić, jaki ruch musiałby być zdolny przyjąć taki tester.

4. Na deser drogie łącza biznesowe z gwarancjami przepustowości. Oprócz własnej umowy operatora, wszystkie inne umowy SLA mają generalnie zapewnić spokój operatorowi, nie klientowi. Kiedyś - poproszony o zdiagnozowanie problemu z łączem - obejrzałem regulację ruchu u jednego z operatorów w Wielkopolsce. Z przerażeniem stwierdziłem, że żaden pakiet z jego sieci nie wychodzi w naturalny sposób w świat, jest kilkakrotnie obrobiony, zamarkowany, ustawiony w stosowną kolejkę. Co ciekawe - najwyższy priorytet mają "pingi", bo na tej podstawie większość użytkowników (zwłaszcza graczy) sprawdza jakość łącza.

5. Problemy z zapewnieniem parametrów zaczynają się również pojawiać na stykach zagranicznych, gdzie obecnie trwa zajadła wojna cenowa między dostawcami. Niestety, kosztem jakości. Ma być tanio, reszta bez znaczenia. O zgrozo, presji tej poddał się również wielki gracz Level3, podskubywany (najwyraźniej skutecznie) przez Cogenta, czy Tineta.

W ramach konkluzji: oprócz poruszonych problemów natury technicznej, jak zwykle jest drugie dno. Przy obecnych marżach na usłudze dostępowej  nie ma miejsca na jakiekolwiek gwarancje przepustowości. Marżę realizuje się bowiem w postaci łączenia usług w pakiety oraz na coraz precyzyjniej określanych modelach zużycia pasma w zależności od liczby i profilu klientów.

Wszystko to powoduje, że wracamy do punktu wyjścia. Przy presji „więcej za mniej" (rodem z branży FMCG) klienci nadal będą skazani na „whisky o zawartości do 40% alkoholu". W większości wypadków, tak naprawdę mocno rozcieńczonej.

Tomasz Śląski

, dyrektor ds. operacyjnych Horyzont Technologie Internetowe

Absolwent Deutsche Management Akademie Niedersachsen. Studiował także zarządzanie i marketing w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Poznaniu. W branży IT nieprzerwanie od 1992 r., począwszy od administratora sieci, poprzez kierowanie własną firmą wrażającą rozwiązania ERP w przemyśle i ochronie zdrowia, na stanowiskach kierowniczych branży stricte telekomunikacyjnej skończywszy. Obecnie dyrektor ds. operacyjnych w Horyzont Technologie Internetowe sp. z o.o., która jest lokalnym operatorem telekomunikacyjnym z 16-letnim stażem na rynku w Poznaniu i aglomeracji.

Wygląda obecnie na to, że usługi telekomunikacyjne oferowane powszechnie na rynku nie mają zdefiniowanej wprost swojej podstawowej właściwości, za którą klient ma zapłacić. Tym parametrem jest właśnie przepustowość. Zgadzam się w 100 proc., że klienci obecnie konsumują sieczkę marketingową. Skutek jest taki, że większość nie odróżnia prędkości przesyłu od limitu transferu. Ogólnie jeden wielki bałagan.

Oczywiście prym w całym zamieszaniu wiodą operatorzy usług mobilnych, a dokładnie z racji tego, że u nich jest największy kłopot z określeniem przepustowości, jaką realnie będzie dysponował klient. Przepraszam, na upartego da się to określić. Niżej niż 9600 kbps raczej nie będzie. Tylko kto w dobie wszechobecnego wariactwa „więcej, szybciej, lepiej" kupi usługę o przepustowości modemu analogowego?

Pozostało 85% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy