Zakłady ubezpieczeniowe prześcigają się w ofertach dla wyjeżdżających na letni wypoczynek. Są skłonne ubezpieczać ludzi, bagaż, drogi sprzęt. Schody zaczynają się, gdy turysta deklaruje, że zamierza skakać bez spadochronu.
Tylko dla sportowców
– W InterRisk definiujemy sporty ekstremalne jako sporty wysokiego ryzyka i są one wyłączone w ubezpieczeniach osobowych – wyjaśnia Rafał Wierzbicki, rzecznik firmy. Podobnie uważają inni ubezpieczyciele – jeśli coś wiąże się z dużym ryzykiem, nie jest ubezpieczalne.
– Dla zakładów takie polisy są mało opłacalne, bo gdy już przydarzy się wypadek, są zobowiązane wypłacać wysokie świadczenia tak w przypadku śmierci, jak i kalectwa. W tym ostatnim przypadku przez wiele lat – tłumaczy Maciej Poprawski, analityk z firmy InCoFin. – Jeżeli zakład decyduje się sprzedać ubezpieczenie, kosztuje ono majątek.
Tak właśnie dzieje się w Uniqa. Nie ubezpiecza osób uprawiających sporty ekstremalne, ale dopuszcza wyjątki. – Do grona wyjątkowych zaliczają się osoby profesjonalnie uprawiające sport, doskonale przygotowane na sytuacje, które mogłyby powodować ryzyko wystąpienia szkody – wyjaśnia Marek Piętka, dyrektor Departamentu Ubezpieczeń Osobowych Uniqa. Przyznaje, że przyjmując taką osobę do ubezpieczenia, stosuje zwyżkę składki. Przykładem ubezpieczonego może być Marcin Gienieczko, który wybiera się na samotny spływ Amazonką. Wśród klientów Uniqa są też kierowcy rajdowi, jeźdźcy konni, osoby uprawiające sztuki walki, kolarze górscy i terenowi, osoby uprawiające sporty lotnicze.
Do nielicznych zakładów, w których polisę może kupić zwykły Kowalski, należy Warta.