Szef Urzędu Regulacji Energetyki, który dotąd zatwierdza cenniki firm sprzedającym energię, Mariusz Swora w oficjalnym oświadczeniu napisał, że od 1 stycznia 2009 r. „przewiduje całkowite zwolnienie” firm handlujących energią z obowiązku przesyłania do URE taryf do zatwierdzenia.
Prezes Swora liczy, że zespół, jaki dwa tygodnie temu powołał minister gospodarki, przygotuje na czas propozycje zmian w przepisach tak, by najbiedniejsi odbiorcy energii byli chronieni po uwolnieniu cen, a sam urząd zyskał odpowiednio większe uprawnienia, by móc monitorować rynek w kraju. Decyzja prezesa oznaczać będzie, że sprzedawcy energii w zasadzie swobodnie zaczną ustalać swoje cenniki, a w praktyce klienci muszą się liczyć z podwyżkami cen. Już od stycznia w efekcie zgody prezesa URE na nowe cenniki firm energetycznych opłaty za energię dla gospodarstw domowych wzrosły średnio w kraju o około 13 proc. I nie można wykluczyć, że w najbliższych miesiącach firmy prześlą do urzędu wnioski taryfowe z propozycjami kolejnych podwyżek. W przyszłym roku – po uwolnieniu cen – dalszy ich wzrost jest przesądzony.
Prezes URE wskazuje na konieczność poprawy pozycji odbiorców indywidualnych na rynku. Z jednej strony chodzi o zabezpieczenie osób, które już korzystają z pomocy społecznej, przed ubóstwem energetycznym.
Z drugiej strony o to, by gospodarstwa domowe rzeczywiście, a nie tylko w teorii, mogły skorzystać z przysługującego im prawa wyboru firmy, od której kupią energię. Choć taka możliwość istnieje od lipca ubiegłego roku, to do tej pory skorzystali nieliczni.
Z danych Urzędu Regulacji Energetyki wynika, że na koniec 2007 r. było to ledwie 500 osób, podczas gdy w naszym kraju istnieje 13,5 mln gospodarstw domowych. Dyrektor Halina Bownik-Trymucha z URE uważa, że jednym z powodów tak słabego zainteresowania wyborem sprzedawcy energii jest po prostu brak wiedzy odbiorców na ten temat. – Do tego dochodzą trudności formalne i słaba motywacja, bo różnice cen energii między poszczególnymi firmami są minimalne – mówi. – Inna kwestia to bierność samych sprzedawców, którzy praktycznie nie mają ofert dla odbiorców.