Po 12 dniach trwania konferencji klimatycznej ONZ w Kopenhadze (COP15) przygotowano propozycje nowego porozumienia, która nie zawiera żadnych liczb. Nie ustalono celu redukcji emisji gazów cieplarnianych w długim okresie (2050 r.), nie określono kiedy nastąpi szczyt emisji tych gazów, nie wpisano żadnej kwoty na fundusz klimatyczny.

— To są na razie przymiarki do końcowego tekstu, nieformalne konsultacje. Gotowy raport w sprawie zmiany protokołu z Kioto i wypracowania nowego porozumienia klimatycznego musi być gotowy do końca dnia. Prawdopodobnie będziemy siedzieli całą noc nad jego opracowaniem — mówi Jacek Mizak, z Ministerstwa Środowiska, członek polskiej delegacji na COP15.

Biedne kraje domagają się, by świat rozwinięty zmniejszył emisje gazów cieplarnianych o 40 proc. do 2020 r. (w porównaniu do 1990). W propozycji porozumienia pojawiło się określenie, że kraje rozwinięte „muszą odgrywać główną role w walce ze zmianami klimatu”. Taki zapis nie podobał się USA. — To musi być wspólny wysiłek krajów rozwiniętych i rozwijających się — zaznaczyła Hillary Clinton.

Przełomu w negocjacjach można spodziewać się w czwartek, kiedy do Kopenhagi zaczną przyjeżdżać szefowie państw, w piątek na szczycie klimatycznym powinno być już sumie ok. 120 przywódców. Spotkanie to pod względem rangi będzie jednym z najważniejszych po Drugiej Wojnie Światowej.