Ubezpieczenie NNW zapewnia świadczenie w razie złamania ręki, nogi czy innych uszkodzeń ciała. Na podstawie opinii lekarskiej ustalany jest stopień trwałego uszczerbku na zdrowiu i w zależności od sumy ubezpieczenia wyliczana jest wysokość odszkodowania. Jeśli więc zdecydujemy się na niską sumę ubezpieczenia (od niej zależy wielkość składki), świadczenie będzie małe.
[srodtytul]Gdy wyrządzimy szkodę[/srodtytul]
Na stoku nietrudno o zderzenie z innym narciarzem. Jeśli dojdzie do niego z naszej winy i wyrządzimy szkodę, będziemy zobowiązani do wypłaty odszkodowania, czyli pokrycia kosztów leczenia, rehabilitacji itp., oraz wypłaty zadośćuczynienia (rekompensaty za dolegliwości). Przed takimi wydatkami – w skrajnych przypadkach mogą one sięgnąć nawet kilkuset tysięcy złotych – uchroni nas ubezpieczenie OC. Eksperci radzą, żeby suma ubezpieczenia nie była niższa niż 40 tys. zł. To powinno wystarczyć przy standardowych szkodach majątkowych (np. zniszczenie sprzętu narciarskiego). Gdyby trzeba było pokryć koszty leczenia i rehabilitacji poszkodowanego, wtedy potrzebna byłaby suma ubezpieczenia nawet w wysokości 200 tys. zł.
Wartościowym dodatkiem, jedynie nieznacznie podnoszącym cenę polisy, jest assistance. Dzięki niemu można liczyć na pomoc w razie konieczności wezwania karetki czy przy umawianiu wizyty w specjalistycznej przychodni. Często ubezpieczonemu przysługuje opieka tłumacza lub wsparcie przy organizacji pomocy prawnej. Ma to szczególne znaczenie za granicą, kiedy konieczne jest skontaktowanie się z odpowiednimi służbami w nieznanym otoczeniu.
Ubezpieczenie sprzętu sportowego można potraktować jako nieobowiązkowy dodatek. Polisa przyda się, gdy zniszczymy sprzęt na stoku, ale nie zapewni ochrony, jeśli zostawimy narty bez opieki. A narciarze najczęściej tracą sprzęt wtedy, gdy pójdą się napić herbaty, coś zjeść czy skorzystać z toalety. Poza tym trzeba sprawdzić, czy polisa obejmuje wyposażenie dodatkowe, takie jak gogle albo kurtkę. Czasami sprzęt – zgodnie z ogólnymi warunkami ubezpieczenia (OWU) – to wyłącznie narty i deska do snowboardu. Limity najlepiej uzależnić od wartości sprzętu sportowego. Jeśli narty są warte 1000 zł, kupowanie ubezpieczenia z limitem 500 euro nie ma sensu.
[srodtytul]Trzeba gromadzić rachunki i dokumenty[/srodtytul]
Jadąc na narty, musimy mieć przy sobie polisę. Trzeba też zapisać np. w telefonie komórkowym numer do całodobowego centrum alarmowego.
W razie wypadku powinniśmy skontaktować się z centrum alarmowym i postępować zgodnie z otrzymanymi wskazówkami. Działanie na własną rękę może być przyczyną odmowy wypłaty odszkodowania. Oczywiście nie oznacza to, że z ubezpieczycielem nie można negocjować. Wiadomo, że towarzystwo – chcąc obniżyć swoje koszty – najchętniej zapakowałoby połamanego narciarza w gips i jak najszybciej wysłało go do Polski. Jeżeli jednak miejscowy lekarz zabroni transportu, nie musimy godzić się z zaleceniami ubezpieczyciela.
Konieczne jest gromadzenie wszystkich rachunków. Towarzystwo pokryje tylko udokumentowane koszty. Trzeba też zachować dokumenty związane z leczeniem, wyniki badań, kartę wypisową ze szpitala itp. Po powrocie do domu należy zgłosić szkodę w odpowiednim terminie wskazanym w ogólnych warunkach ubezpieczenia.
[ramka][srodtytul]Opinia: Agnieszka Walczak-Kuc, dyrektor sprzedaży i marketingu w Mondial Assistance[/srodtytul]
Każdego roku do naszego centrum operacyjnego napływają tysiące próśb od Polaków o interwencję i pomoc na stoku. W poprzednim sezonie narciarskim tylko w czterech alpejskich krajach: Austrii, Francji, Szwajcarii i Włoszech zanotowaliśmy ponad 3 tys. takich próśb. Najwięcej było wizyt lekarskich. Musieliśmy też zorganizować kilkanaście akcji ratunkowych z użyciem śmigłowca. Koszt takiej pomocy może wynieść nawet 100 tys. zł. W poprzednim sezonie narciarskim średnia wartość interwencji w tych krajach przekroczyła 3,1 tys. zł.
Za osoby, które wykupiły polisę, wszystkie koszty pokrywa ubezpieczyciel, pod warunkiem że polisa obejmuje dany rodzaj ryzyka, a sumy gwarancyjne są odpowiednio wysokie. Jeśli wybierzemy tanią polisę z niską sumą ubezpieczenia, może się okazać, że nie wystarczy ona na pokrycie wszystkich kosztów. Wtedy będziemy zmuszeni w nich partycypować. Podobnie stanie się, gdy nasza polisa nie będzie dotyczyć danego rodzaju ryzyka. Natomiast właściwie dobrane ubezpieczenie daje pewność, że nawet w najtrudniejszych okolicznościach otrzymamy pomoc, której koszty nas nie obciążą.
Każdego roku wielu polskich turystów wyjeżdża bez ubezpieczenia. Tymczasem polisa turystyczna na tygodniowy wyjazd kosztuje niespełna 65 zł na osobę. W porównaniu z możliwymi wydatkami nierzadko przekraczającymi kilkadziesiąt tysięcy euro jest to niewielki wydatek.[/ramka]
[b][link=http://www.rp.pl/temat/181787.html]Więcej o ubezpieczeniach podróżnych[/link][/b]