To wtedy Bruksela opublikuje „Raport o konwergencji w 2009 roku”, który pokaże, jak poszczególne kraje UE spełniają kryteria z Maastricht. – To będzie dzień zacieśnienia współpracy i prawdopodobnie stopniowego poszerzania strefy euro – stwierdził w ostatnią środę Oli Rehn, komisarz UE ds. polityki gospodarczej i pieniężnej. Ta pierwsza uwaga odnosi się do planu Brukseli zwiększenia koordynacji polityk fiskalnych w strefie euro, druga – do kandydatury Estonii.
– Jeśli nie stanie się nic nadzwyczajnego, to 12 maja będzie zgoda Komisji – powiedział portalowi EurActiv wysoki urzędnik KE. Datą przyjęcia Estonii do strefy euro będzie 1 stycznia 2011 r. Rekomendację KE musi przyjąć rada ministrów UE, która potem – po konsultacji z Europejskim Bankiem Centralnym – ustali też ostateczny kurs zamiany estońskiej korony na euro.
– Estonia spełnia wszystkie kryteria, ma dobre prognozy. Dołączy do strefy euro – mówi „Rz” Zsolt Darvas, ekspert Instytutu Bruegel w Brukseli.
Dla eurolandu rozszerzenie to nie ma praktycznie znaczenia: produkt krajowy brutto Estonii to niespełna 1 proc. PKB strefy euro. Ale dla tego kraju wprowadzenie wspólnej waluty oznacza duże korzyści. – Estonia ma sztywny kurs korony wobec euro, więc i tak w kryzysie nie korzystała z dostosowań kursowych, jak np. Polska. Nie odnosi zaś korzyści z posiadania wspólnej waluty – zauważa Darvas. Przedsiębiorstwa ponoszą np. ciągle koszty związane z wymianą waluty na euro, a kraj nie ma za sobą rezerw walutowych EBC. Potencjalni inwestorzy także inaczej oceniają kraj, który może liczyć tylko na siebie, a inaczej taki, któremu w razie kryzysu z pomocą może przyjść strefa euro.
Estonia, podobnie jak pozostałe republiki bałtyckie, od dawna chciała wejść do strefy euro. Udaje jej się to jako pierwszej. Już w drugim miesiącu po wejściu kraju do UE, w czerwcu 2004 r., korona weszła do systemu ERM II. Przynajmniej dwuletni pobyt waluty w tej poczekalni jest jednym z warunków wejścia do strefy euro.