Czy groźba ta dotyczy też gospodarki polskiej? Sądzę, że nie. Ale globalny kryzys płynności oraz drożejący pieniądz na rynkach międzybankowych jest problemem wszystkich, także Polski. Krajowa dynamika przyrostu kredytów od dawna przewyższa tempo przyrostu depozytów. Banki, by zaspokoić rosnący popyt na kredyt, muszą pożyczać za granicą, a tam pieniądz jest drogi. Zwiększający się koszt kredytu w hurcie podnosi też jego cenę w detalu, co na długą metę może ograniczyć inwestycje i konsumpcję. Dodatkowo rosnąć będą też stopy bazowe, bo NBP będzie musiał reagować na coraz silniejsze zagrożenie ze strony inflacji. Wszystko to może oddziaływać na spowolnienie wzrostu gospodarczego. Jednak nie ma mowy o recesji.
Polska gospodarka wciąż charakteryzuje się relatywnie silnymi fundamentami makro. Wprawdzie konkurencyjność przedsiębiorstw podkopywana jest przez nasiloną presję płacową oraz aprecjację złotego, jednak do tej pory nie wywołało to ani załamania eksportu, ani eksplozji inflacji (za podniesienie wskaźnika CPI odpowiada zewnętrzny szok związany z rosnącymi cenami żywności i paliw). Nie oznacza to oczywiście, że nie ma ryzyka rozkręcenia spirali cenowo-płacowej. Wiarygodna polityka monetarna NBP oraz oczekiwane spowolnienie tempa wzrostu powinny to ryzyko minimalizować.
Poza tym wciąż mamy wysoką dynamikę inwestycji, nie ma także zagrożenia załamaniem popytu konsumpcyjnego. Do Polski płyną środki z UE, a także pieniądze emigrantów. Czynniki te skutecznie amortyzować będą negatywny impuls związany z osłabieniem globalnej koniunktury. Notabene, powrót polskiej gospodarki na ścieżkę 4-, 5-proc. wzrostu jest w zasadzie zgodny z jej możliwościami potencjalnymi, nie powinien zatem wzbudzać niepokoju. Aby móc trwale rozwijać się w szybszym tempie, potrzebne są reformy strukturalne.
Prawdopodobnie wkrótce nastąpi ustabilizowanie nastrojów na giełdzie, a w dalszej perspektywie (druga połowa roku) ich odreagowanie w postaci zwyżek.