W sierpniu zeszłego roku warszawska giełda uruchomiła rynek akcji NewConnect. Zgodnie z założeniami mają być na nim notowane młode, innowacyjne spółki o dużych perspektywach wzrostu. Kupowaniem ich akcji powinni być zainteresowani inwestorzy szukający nowych możliwości dywersyfikacji portfeli. Jednocześnie muszą oni akceptować wysokie ryzyko i nastawić się na długi okres inwestycji.
NewConnect miał umożliwić bardzo zyskowne inwestycje, ale na razie nie spełnia tych oczekiwań. – Tak naprawdę jest to parkiet dla spekulantów, i to raczej o mniejszym poziomie wiedzy – twierdzi Adam Gawlik, zarządzający w PZU Asset Management. Optymiści twierdzą, że będzie lepiej, gdy atmosfera na rynku się poprawi i inwestorzy powrócą na giełdę z kapitałem. – Perspektywy są bardzo dobre, ale pozytywne nastroje na NewConnect będą reakcją na poprawę nastrojów na głównym parkiecie – uważa Tomasz Kaczmarek, doradca inwestycyjny DM BZ WBK.
Największym problemem NewConnect jest niska płynność notowanych tam akcji. W sierpniu obroty papierami 64 spółek wyniosły 28,1 mln zł, były więc o ponad 20 mln zł mniejsze niż w pierwszym miesiącu działania tego rynku, kiedy było na nim notowanych tylko pięć spółek. Zdaniem maklerów NewConnect zamarł, bo zlecenia stały się niepokojąco rzadkie.
Władze giełdy starają się przezwyciężyć marazm. W ciągu kilku miesięcy ma być wprowadzony system pomiaru innowacyjności spółek notowanych zarówno na głównym parkiecie, jak i na NewConnect. Powstaje również klasyfikacja sektorowa spółek, która ma je podzielić na 11 branż. Ludwik Sobolewski, prezes warszawskiej GPW, zapowiedział poza tym, że gdy liczba spółek na NewConnect zbliży się do 100, powstanie nowy indeks, który ułatwi inwestorom orientację w ofercie rynkowej.
Usprawiedliwieniem słabych wyników spółek z NewConnect może być to, że nowy rynek od początku funkcjonuje w okresie bessy na warszawskiej giełdzie. Niestety, w czasie gdy wartość WIG20 czy sWIG80 spadła o ok. 30 proc., indeks NewConnect zmalał dwukrotnie więcej.