Na przyjęcie euro trzeba się dobrze przygotować

- Polityka fiskalna, przy braku własnej polityki monetarnej, musi być restrykcyjna w czasach prosperity, by można było ją łagodzić, gdy koniunktura słabnie – pisze Michał Dybuła, ekonomista strategiczny BNP Paribas

Publikacja: 11.12.2008 04:29

Na przyjęcie euro trzeba się dobrze przygotować

Foto: Rzeczpospolita

Red

Rezygnacja z samodzielnej polityki pieniężnej oznacza, że w zasadzie jedynym buforem i instrumentem niezależnie oddziałującym na sferę realną gospodarki jest polityka fiskalna. Stopa procentowa ustalana przez Europejski Bank Centralny dla całej strefy euro może w każdym momencie być dla poszczególnych krajów zbyt wysoka lub zbyt niska.

Byśmy mogli w pełni skorzystać z członkostwa w strefie euro i cieszyć się wyższym oraz stabilniejszym wzrostem w długim okresie, polityka fiskalna kraju musi być naprawdę restrykcyjna w czasach prosperity, tak by możliwe było jej łagodzenie, gdy koniunktura słabnie. Elastyczność polityki fiskalnej będzie tym większa, im głębszy będzie rynek pracy i szersza baza podatkowa. Dlatego reformę rynku pracy i budżetu Polska powinna przeprowadzić, zanim poważnie zaczniemy się starać o wejście do strefy euro.

Jeżeli będziemy z tym zwlekać na czas po przyjęciu wspólnej waluty, niezbędnych zmian być może nie uda się w ogóle przeprowadzić. Cztery lata temu nie udało się przyjąć tzw. planu Hausnera, bo minikryzys przełomu 2003 i 2004 roku skończył się wraz z wejściem Polski do Unii Europejskiej, zmniejszając gotowość do podjęcia niepopularnych działań.

Gdyby zaproponowane wówczas reformy rynku pracy i finansów publicznych zostały wdrożone, polska gospodarka byłaby dziś zapewne w lepszym położeniu. Jeżeli, wchodząc do strefy euro, nie poprawimy obu tych obszarów, zwiększy się ryzyko dużych wahań tempa wzrostu gospodarczego. Wówczas wdrażanie i tak niezbędnych reform może się okazać jeszcze trudniejsze niż obecnie.

[srodtytul]Zyski po zmianie waluty [/srodtytul]

Wejście kraju do Unii Gospodarczo-Walutowej dla przedsiębiorstw, gospodarstw domowych oraz instytucji rządowych oznacza zmniejszenie ryzyka dzięki wyeliminowaniu wahań kursowych w obrotach handlowych i finansowych.

Dla większości państw o niższym poziomie konwergencji realnej (PKB na głowę według parytetu siły nabywczej), jak Polska, przyjęcie euro wiąże się również z obniżeniem krótkoterminowej stopy procentowej – referencyjnej i rynku pieniężnego. Wejście do eurolandu ma zazwyczaj korzystny wpływ na oceny kraju, co zmniejsza ryzyko lokowania w nim kapitałów.

Zminimalizowanie ryzyka kursowego, obniżenie kosztów finansowania oraz potencjalnie większy dopływ kapitału z zewnątrz mają bez wątpienia pozytywny wpływ na tempo wzrostu gospodarczego. Według moich obliczeń w hipotetycznym scenariuszu wejścia do strefy euro w styczniu 2009 r. Polska mogłaby liczyć na dodatkowe 0,3 pkt proc. wzrostu gospodarczego średniorocznie w ciągu najbliższych dziesięciu lat, w porównaniu z sytuacją, gdybyśmy w tym okresie wspólnej waluty nie przyjęli. Największe korzyści wystąpiłyby w pierwszych trzech latach.

Mam jednak wątpliwości co do celowości szybkiego przyjmowania euro. Głównym ich powodem jest przekonanie, że fundamenty polskiego rynku pracy oraz stan finansów publicznych zwiększają ryzyko zmienności i procykliczności wzrostu gospodarczego.

Gdybyśmy mieli przyjąć wspólną walutę za mniej więcej trzy lata, poważnie obawiałbym się wystąpienia tzw. scenariusza boom-and-bust, według którego po fazie bardzo szybkiej ekspansji następuje stagnacja lub nawet recesja. Taka sytuacja ma miejsce obecnie nie tylko w krajach bałtyckich, ale także w niektórych gospodarkach strefy euro, jak Irlandia czy Hiszpania, gdzie po okresie dynamicznego wzrostu przewidujemy w przyszłym roku o wiele głębszą recesję niż w Niemczech czy Holandii.

Z punktu widzenia stabilności społeczno-gospodarczej bardziej korzystne jest, jeśli w dłuższym okresie tempo wzrostu waha się między 3 a 5 proc. niż między 0 a 9 proc., choć średnia w drugim przypadku jest o 0,5 pkt proc. wyższa.

Zwłaszcza w dłuższym okresie realna sfera gospodarki reaguje na realny kurs walutowy i realną stopę procentową. W państwach o niższym poziomie konwergencji realnej proces doganiania powoduje realną aprecjację kursu walutowego m.in. przez tzw. efekt „Balassy-Samuelsona” (wpływ wymiany międzynarodowej na ogólny poziom cen oraz kształtowanie się kursu walutowego), co przy sztywnym nominalnym kursie walutowym oznacza wyższą inflację niż w bardziej rozwiniętych krajach.

Z kolei wyższa inflacja powoduje, że przy niskiej nominalnej stopie procentowej strefy euro realna krótkoterminowa stopa procentowa spada, nawet poniżej zera. Oba te zjawiska sprzyjają wyższej akcji kredytowej, inwestycjom oraz konsumpcji, a także zwiększają relatywną konkurencyjność importu. Chyba że w okresie szybkiego wzrostu jednostkowe koszty pracy pozostają na tyle niskie, by niwelować wpływ realnego umocnienia waluty na konkurencyjność wymiany handlowej, a polityka fiskalna ogranicza tempo wydatków konsumpcyjnych i dąży do zwiększania rezerw budżetowych.

[wyimek]Przyjmując wspólną walutę w nieodległej przyszłości, Polska nie odniosłaby korzyści na miarę naszych możliwości [/wyimek]

Jeżeli jednak wydajność pracy jest zbyt mała i/lub jej koszty zbyt wysokie, a polityka budżetowa zbyt łagodna, to w okresie dobrej koniunktury i łatwego pieniądza pojawia się i rośnie, czasem do znacznych rozmiarów, deficyt na rachunku bieżącym finansowany przez kapitał zagraniczny.

Gospodarka rynkowa rozwija się cyklicznie i po okresie dobrej koniunktury następuje jej wyhamowanie. Gdy w budżecie nie ma rezerw, które można uruchomić, spadek tempa wzrostu może być naprawdę duży. Tym bardziej że wyjście z kryzysu nie w drodze stymulacji fiskalnej, ale przez eksport, może wymagać znacznego osłabienia realnego kursu, czyli w przypadku sztywnego nominalnego kursu niższej inflacji niż w krajach odniesienia.

Oznacza to konieczność obniżenia jednostkowych kosztów pracy, co najłatwiej osiągnąć poprzez redukcję zatrudnienia i niższe wynagrodzenia. Dodatkowo zacieśnienie warunków kredytowania, nawet mniej ekstremalne niż obecnie, oznacza niższy wzrost inwestycji i konsumpcji, a w konsekwencji PKB. Jeżeli dodatkowo polityka fiskalna w okresie łatwego pieniądza nie była wystarczająco restrykcyjna, w efekcie spowolnienia gospodarczego deficyt budżetowy może szybko przekroczyć bezpieczny poziom.

[srodtytul]Aktualne zobowiązanie [/srodtytul]

Wchodząc do Unii, Polska zobowiązała się do przyjęcia wspólnej waluty. To bardzo dobra decyzja, bo wejście do euro zwiększy integrację z innymi krajami Europy i poprawi perspektywy rozwoju gospodarki. Ale w obecnym momencie Polska nie powinna dążyć do szybkiego przyjęcia euro, i to nie ze względu na brak konsensusu politycznego co do daty przyjęcia wspólnej waluty czy na globalny kryzys, który przy nie najlepszych fundamentach naszego bilansu płatniczego może zwiększać ryzyko związane z mechanizmem ERM2. Przyjmując wspólną walutę w nieodległej przyszłości, Polska nie odniosłaby korzyści na miarę naszych oczekiwań, tzn. wyższego i, co ważniejsze, stabilnego tempa wzrostu gospodarczego. Nie pozwala na to zarówno bardzo niski współczynnik aktywności zawodowej, jak i zbyt wysoki deficyt sektora finansów publicznych. Niski współczynnik aktywności zawodowej, czyli niska podaż pracy, powoduje, że jej koszt będzie wyższy niż w gospodarkach o podobnym stopniu rozwoju, gdzie podaż pracy jest większa. Przy braku możliwości nominalnego osłabienia kursu złotego, co ma miejsce obecnie, odzyskanie konkurencyjności wymagałoby wówczas znacznie większego spadku zatrudnienia i wzrostu bezrobocia.

Podniesienie współczynnika aktywności zawodowej, a więc zwiększenie podaży pracy, m.in. przez wydłużenie ustawowego i faktycznego wieku przechodzenia na emeryturę, powinno być jednym z głównych celów polityki gospodarczej w Polsce.

[srodtytul]Dylemat dla rządu[/srodtytul]

Osłabienie tempa wzrostu oznacza dla rządu dylemat, czy pozwolić na faktyczny wzrost deficytu i odłożyć plany wejścia do euro czy też nie dopuścić do zwiększenia niedoboru ponad ustalony plan i w razie konieczności ciąć wydatki, co pogłębi presję recesyjną.

Zdaniem niektórych ekonomistów gdybyśmy byli już w euro lub wchodzili w styczniu przyszłego roku, jak Słowacja, perspektywy gospodarki byłyby znacznie lepsze. Nie zgodzę się z tymi opiniami. Gdyby Polska przyjęła euro np. w 2007 r., to przy niezmienionych parametrach rynku pracy i polityki fiskalnej mielibyśmy dziś inflację nie na poziomie 4 proc., lecz około 8 proc., a deficyt na rachunku bieżącym nie wynosiłby 5 proc. PKB, ale być może nawet 9 proc. Nadchodzące spowolnienie byłoby głębsze, bo spadalibyśmy z wyższego poziomu, i choć deficyt budżetu w momencie rozpoczęcia kryzysu byłby niższy niż obecnie, jego przyrost w 2009 r. mógłby okazać się wyjątkowo szybki.

Z kolei gdyby Polska wchodziła do strefy euro w przyszłym roku, kurs zamiany byłby prawdopodobnie znacznie mocniejszy i mniej konkurencyjny (np. na poziomie 3) niż obecny rynkowy. Musielibyśmy go też ogłosić latem 2008 r. – jak Słowacja – w zupełnie innej rzeczywistości gospodarczej, a wtedy głównym problemem byłaby nie recesja, lecz inflacja.

Rezygnacja z samodzielnej polityki pieniężnej oznacza, że w zasadzie jedynym buforem i instrumentem niezależnie oddziałującym na sferę realną gospodarki jest polityka fiskalna. Stopa procentowa ustalana przez Europejski Bank Centralny dla całej strefy euro może w każdym momencie być dla poszczególnych krajów zbyt wysoka lub zbyt niska.

Byśmy mogli w pełni skorzystać z członkostwa w strefie euro i cieszyć się wyższym oraz stabilniejszym wzrostem w długim okresie, polityka fiskalna kraju musi być naprawdę restrykcyjna w czasach prosperity, tak by możliwe było jej łagodzenie, gdy koniunktura słabnie. Elastyczność polityki fiskalnej będzie tym większa, im głębszy będzie rynek pracy i szersza baza podatkowa. Dlatego reformę rynku pracy i budżetu Polska powinna przeprowadzić, zanim poważnie zaczniemy się starać o wejście do strefy euro.

Pozostało 90% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy