Korzyści z przyjęcia euro przez Polskę przeważają nad kosztami – wynika z opublikowanego wczoraj raportu NBP. To nie dziwi, bo tego zdania jest większość ekonomistów. Ale skala tych potencjalnych korzyści jest nawet większa od prognozowanych w poprzednim raporcie banku centralnego z czasów, kiedy szefem NBP był Leszek Balcerowicz uznawany za wielkiego zwolennika wspólnej waluty.
Według opracowania NBP przyjęcie euro powinno zwiększyć polski PKB o 0,7 pkt proc. rocznie. Poprzedni raport mówił o przyspieszeniu rzędu 0,2 – 0,4 pkt proc. rocznie. Zdaniem ekspertów banku centralnego polska gospodarka rosłaby szybciej, ponieważ stopy procentowe byłyby niższe i zwiększyłaby się wiarygodność naszego kraju.
Oznaczałoby to też więcej inwestycji zagranicznych przy jednoczesnym zniknięciu ryzyka kursowego w handlu zagranicznym. Wejście do euro zdaniem NBP przyczyniłoby się do zwiększenia obrotów handlowych nawet o 15 proc.
Ale projekcje dotyczące wzrostu PKB budzą wątpliwości Ryszarda Bugaja, doradcy ekonomicznego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przypomina on, że autorzy analizowali najlepsze w ostatnim okresie lata dla gospodarki, czyli 1999 – 2008. Jego zdaniem to dobry i profesjonalnie przygotowany ekonomiczny raport: – Ale nic nie zdejmuje z polityków ryzyka z podejmowanych decyzji.
Drugi z doradców ekonomicznych prezydenta, obecny wczoraj podczas na prezentacji raportu Adam Glapiński mówi wprost, że Polska nie powinna zbyt szybko przystępować do strefy euro. – Zbyt wczesne wejście do strefy euro ma liczne minusy. Mogłoby to spowodować zmniejszenie tempa wzrostu PKB w Polsce – mówił wczoraj dziennikarzom. Dodał, że ewentualnym terminem przyjęcia euro mogłaby być druga połowa przyszłego dziesięciolecia .