Litwinów jest wszędzie pełno. Na ulicach, w sklepach, a nawet na stokach narciarskich. Kurs lita, ich waluty, w stosunku do złotówki sprawia, że opłaca im się kupować praktycznie wszystko. Może za wyjątkiem papierosów i markowych alkoholi.
Obliczony na setki samochodów parking przy "Kauflandzie" w soboty jest tak zastawiony, że nie ma gdzie szpilki włożyć. W kilkuletniej historii sklepu nigdy czegoś takiego nie było.
Od granicy litewsko-polskiej do Suwałk jest raptem 25 kilometrów.- Nawet jeżeli doliczy się koszty paliwa, to i tak człowiek wychodzi na swoje - opowiada Antonas Niedzinskas z Mariampola, który na zakupy wybiera się przynajmniej raz w tygodniu.
Z marketów Litwini wyjeżdżają z pełnymi koszami. Mają w nich zapasy mąki, cukru, oleju, kawy i napojów. Kupują słodycze oraz nabiał. Na jednej kostce masła mogą zaoszczędzić nawet złotówkę. Z Polski opłaca się wywozić nawet jajka.
W szybkim tempie ogołocają też stoiska z mięsem i wędlinami. Przyjeżdżali po nie do naszego kraju zanim jeszcze złotówka zaczęła tracić na wartości. Bo u nas było taniej. Ale teraz robią zakupy we wręcz hurtownych ilościach.