Dziś gwarantowane jest 50 proc. należności z polisy na życie kupionej w firmie z polską licencją.
– To na razie tylko jeden z pomysłów – zastrzega Elżbieta Wanat-Połeć, prezes Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. Wyjaśnia, że ten pomysł przewiduje gromadzenie funduszy celowych na ewentualność upadłości firm oferujących dziś polisy na życie.
Te pieniądze byłyby uruchamiane przy zagrożeniu któregoś z towarzystw i wykorzystywane m.in. jako uzupełnienie aktywów dla chętnego do przejęcia zobowiązań bankruta. – Chodzi o uniknięcie sytuacji, gdy ktoś, odkładając np. na emeryturę w firmie ubezpieczeniowej, tuż przed przejściem na nią dowiaduje się, że dostanie tylko połowę z powodu upadłości firmy – mówi prezes UFG.
Fundusz, który ma za zadanie m.in. wypłatę 50 proc. świadczeń ze upadłe towarzystwa życiowe, przed miesiącem zaproponował też inne rozwiązanie: obowiązek informowania klientów przez ubezpieczycieli, jakie mają gwarancje, gdyby doszło do ich bankructwa. To istotny temat, gdyż Polacy coraz chętniej kupują polisy na życie w bankowych okienkach. Rzadko jednak rozróżniają gwarancje dla lokat bankowych (50 tys. euro) i poliso-lokat czy polis strukturyzowanych (50 proc. świadczenia).
Na pomysł UFG nie zgodziła się jednak Polska Izba Ubezpieczeń (PIU). – Skutkiem tego byłoby jedynie dopisanie kolejnych paragrafów do umowy ubezpieczenia, a nie realna ochrona klienta – wyjaśnia Jan Grzegorz Prądzyński, wiceprezes zarządu Izby. Proponuje stworzenie innych rozwiązań, w sytuacji gdy nie znajdzie się kupiec na upadające towarzystwo – wówczas jego portfel polis przejmowałby UFG. Fundusz zobowiązywałby się też do utrzymania świadczeń z polis na dotychczasowych warunkach i jednocześnie szukał kupca na przejęty portfel. PIU nie podaje jednak, z jakich środków UFG wypłacałby świadczenia.