Europosłowie przyjęli rezolucję w sprawie strategii dla Unii Europejskiej na zaplanowaną w grudniu konferencję klimatyczną w Kopenhadze.
W dokumencie znalazły się m.in. zapisy o zwiększeniu ograniczenia emisji dwutlenku węgla w krajach Wspólnoty. Choć w tzw. pakiecie klimatycznym 3x 20 Unia uzgodniła, że będzie to redukcja gazów cieplarnianych o 20 proc. (w odniesieniu do poziomu z 1990 r.), to europosłowie poszli znacznie dalej, przyjmując rezolucję. Wezwali do redukcji 40-proc. Poza tym przyjęli zapis o wsparciu krajów rozwijających się – chodzi o kwotę 30 mld euro rocznie na czyste technologie.
Poseł do PE Konrad Szymański (PiS) uważa, że zawarte w rezolucji stanowisko jest radykalne i nierealistyczne. Jego zdaniem Parlament oczekuje, by kraje takie jak Polska, w których dominuje energetyka oparta na węglu, płaciły dwukrotnie za emisje dwutlenku węgla. – Raz w postaci opłat w ramach handlu emisjami, a kolejny – w ramach składki na pomoc krajom rozwijającym się w zakresie walki ze zmianami klimatycznymi – dodaje.
Jego zdaniem, żądając wyliczania składki państw członkowskich na rzecz czystych technologii w biednych krajach na podstawie wielkości emisji dwutlenku węgla i wysokości PKB, Parlament pominął kryterium zdolności do ponoszenia tych kosztów. Gdyby Unia uznała stanowisko Parlamentu za wyznacznik do podejmowania decyzji, to dla Polski będzie to koszt 40 mld euro przez najbliższe dziesięć lat. Sposób określenia systemu pomocy krajom najbiedniejszym w walce ze zmianami klimatycznymi ostro skrytykował też polski minister finansów.
Europoseł Bogusław Sonik (PO) zauważa, że przyjęta rezolucja odzwierciedla opinię Parlamentu, który generalnie jest proekologiczny. – Widać determinację, by pomóc krajom rozwijającym się, ale to nie jest obowiązek nałożony na kraje Unii – dodaje. – Po szczycie w Kopenhadze jeszcze będzie u nas pracować grupa, która przeanalizuje finansowe skutki jego decyzji.