Rynki nie wierzą w plan dla Grecji

Euro osłabiło się wobec dolara do najsłabszego poziomu od roku. WIG20 zanotował blisko 4-proc. spadku. Kolejną ofiarą kryzysu finansów publicznych w strefie euro może być Hiszpania

Publikacja: 04.05.2010 21:05

Greckie związki zawodowe nie wykluczają, że protesty potrwają do końca tego miesiąca

Greckie związki zawodowe nie wykluczają, że protesty potrwają do końca tego miesiąca

Foto: AFP

Strajk generalny jest odpowiedzią Greków na uzgodnienie przez strefę euro i Międzynarodowy Fundusz Walutowy z greckim rządem planu reform, który ten ostatni przeprowadzi. W zamian za cięcie wydatków o 30 mld euro w ciągu trzech lat Grecy dostaną kredyty o wartości 110 mld euro.

Pierwotnie strajk miał zacząć się dziś, ale po ogłoszeniu w niedzielę planu cięć Grecy wyszli na ulice dzień wcześniej. Już wczoraj pracę przerwali pracownicy sektora publicznego, którym rząd chce zamrozić płace i odebrać dodatkową płacę na Boże Narodzenie i Wielkanoc. Wszystkich czeka podwyżka akcyzy i stawek VAT.

W Atenach i innych głównych miastach kraju protestowali nauczyciele. Razem z nimi ulicami szli wykładowcy akademiccy, pracownicy firm budowlanych, emeryci, pracownicy administracji oraz żołnierze. Ilias Iliopoulis, sekretarz generalny największego związku zawodowego sektora publicznego ADEDY, zapowiadał wczoraj, że demonstracje będą trwały przez cały maj.

Główne hasła protestujących, których według oficjalnych danych było ok. 4 tys., czyli o wiele mniej niż podczas demonstracji z kwietnia i maja, to: "Nigdy nie zapłacimy Unii Europejskiej i MFW", "Opodatkujmy bogatych" i "Wszyscy idźmy na ulicę".

Także wczoraj rankiem około 200 członków Komunistycznej Partii Grecji (KKE) przedostało się na Akropol i na murach zabytku rozwiesili transparenty po angielsku i grecku z napisem "Ludy Europy – powstańcie".

Dzisiaj w Grecji ma stanąć transport publiczny, zamknięte będą urzędy. Do strajku dołączą też kontrolerzy lotów. Dlatego odwołane zostaną wszystkie loty do i z Grecji.

Rządowe propozycje reform w czwartek ma zatwierdzić grecki parlament. W ich efekcie deficyt budżetowy ma spaść w ciągu trzech lat z obecnych 13,6 proc. PKB do poniżej 3 proc. PKB.

[srodtytul] Przecena na rynkach[/srodtytul]

Tak jak oczekiwano, reakcja rynków na pakiet pomocowy, ale i kolejne strajki, jest bardzo sceptyczna. – Rynki kapitałowe zakładają, że Grecja nie będzie w stanie wywiązać się ze swoich należności, ponieważ sami obywatele Grecji nie mają zamiaru zaakceptować warunków pomocy. Euro osłabia też ryzyko rozprzestrzeniania się tych problemów na inne kraje – mówił wczoraj Dean Popplewell, szef strategów walutowych OANDA.

W rezultacie za euro płacono najmniej od roku, czyli poniżej 1,31 dolara, a różnica pomiędzy oprocentowaniem niemieckich obligacji i greckich zwiększyła się do ponad 600 pkt bazowych. Rentowność greckich obligacji dwuletnich wzrosła o prawie 4 pkt proc., do 13,6 proc., a indeks giełdy w Atenach stracił blisko 7 proc.

Inwestorom nie pomagały zapewnienia ze strony greckiego rządu, że niezależnie od konsekwencji gabinet Jeoriosa Andreasa Papandreu jest zdeterminowany, aby zmienić kraj. Grecki rząd potwierdził, że wynajął jako doradcę finansowego firmę Lazard Brothers. Zaprzeczył jednocześnie, że Lazard ma zająć się również przygotowaniami do restrukturyzacji długu sięgającego 300 mld euro.

We wtorek kursy akcji spadały na większości światowych giełd: od Nowego Jorku (3 proc. w przypadku indeksu Nasdaq) przez Paryż (CAC40 stracił blisko 4 proc.), Frankfurt nad Menem (DAX spadł o blisko 3 proc.) po Warszawę. WIG20 stracił 3,7 proc. i był to największy dzienny spadek tego wskaźnika od początku lutego tego roku.

Inwestorzy sprzedawali także polską walutę, która wobec euro straciła prawie 7 gr (euro kosztowało 4 zł, czyli najwięcej od lutego) oraz ponad 10 gr do dolara (3,07 zł, najwięcej od lipca 2009 r.). Na rynkach drożało też złoto – cena tego metalu wzrosła do 1191,90 dol. za uncję, czyli do poziomu najwyższego od pięciu miesięcy.

[srodtytul]Teraz Hiszpania?[/srodtytul]

Zdaniem inwestorów nadal nie ma gwarancji, że problem długu publicznego w Europie został opanowany. Kolejnym krajem, który zdaniem ekonomistów może upomnieć się o pomoc może być Hiszpania.

We wtorek hiszpański indeks IBEX35 stracił blisko 5,5 proc., mimo że premier Hiszpanii José Luis Rodríguez Zapatero powiedział, że plotki o możliwej prośbie tego kraju o 280 mld euro pomocy są "kompletnym szaleństwem". – Rynki finansowe nie będą nam dyktować, co mamy robić – stwierdził Zapatero.

Ekonomia
Brak wody bije w konkurencyjność
Ekonomia
Kraina spierzchniętych ust, kiedyś nazywana Europą
Ekonomia
AI w obszarze compliance to realna pomoc
Ekonomia
W biznesie nikt nie może iść sam
Ekonomia
Oszczędna jazda – techniki, o których warto pamiętać na co dzień