– Powiedzieliśmy naszym partnerom, że dalsze pakiety oszczędnościowe nie są możliwe – ogłosił Gyorgy Matolcsy, węgierski minister gospodarki. Wcześniej zasygnalizował jednak w wywiadzie dla CNBC, że do cięć może w ostateczności dojść i że ma nadzieję na wznowienie we wrześniu zerwanych w weekend rozmów z Międzynarodowym Funduszem Walutowym oraz Unią Europejską.
[srodtytul]Podatek straszy banki[/srodtytul]
Węgry od jesieni 2008 r. miały dostęp do 20 mld euro linii kredytowej z MFW i UE. Obecnie jest ona zamrożona, gdyż w weekend Fundusz zerwał negocjacje w sprawie dalszego wykorzystywania tych pieniędzy - uznał, że Węgrom, wbrew obietnicom rządu Orbana, nie uda się w 2011 r. zmniejszyć deficytu finansów publicznych poniżej wymaganych 3 proc. PKB.
Stan węgierskiego budżetu nie jest jednak dramatyczny. Komisja Europejska przyznaje, że deficyt finansów publicznych Węgier należy obecnie do najmniejszych w UE i może wynieść w tym roku 3,8 proc. PKB (w Polsce ok. 7 proc. PKB). Politycy partii Fidesz, rządzącej od około dwóch miesięcy w Budapeszcie, twierdzili na początku czerwca, że Węgry mogą być drugą Grecją, ale po tym jak na rynkach doszło do paniki, wycofali się z tych stwierdzeń.
Rząd Orbana przygotował zaś plan naprawy finansów publicznych, który wzbudza niechęć Brukseli i MFW. Kosztem łatania budżetu zostaną obciążone głównie firmy z sektora finansowego. Zapłacą specjalny podatek, który w tym i przyszłym roku ma przynieść budżetowi aż 200 mld forintów (2,9 mld zł). To bardzo dużo jak na rozmiary krajowego sektora bankowego, którego zysk netto wyniósł w 2009 r. 306 mld forintów. Podczas weekendowych negocjacji MFW i Bruksela wezwały Budapeszt do rezygnacji z planów wprowadzenia tego podatku, ostrzegając, że uderzyłby on w akcję kredytową banków, a przez to we wzrost gospodarczy. Ale rezygnacja z obciążenia banków nową daniną oznaczałaby jednak konieczność szukania nowych oszczędności.