Wczoraj w Warszawie nie było śladu po poniedziałkowym optymizmie. WIG20 już na otwarciu znalazł się pod kreską, a z czasem sytuacja wyglądała coraz gorzej. W efekcie indeks osunął się o 2,25 proc. To spadek największy od prawie dwóch miesięcy.
Fatalne nastroje to efekt powrotu obaw o kondycję światowej gospodarki. Przez cały dzień niczym widmo nad rynkami unosiła się perspektywa popołudniowej publikacji danych z amerykańskiego rynku nieruchomości.
Zanim jeszcze informacje te ujrzały światło dzienne, wiadomo było już, że będą słabe – analitycy oczekiwali spadku sprzedaży domów na rynku wtórnym do 4,75 mln sztuk (w skali roku), czyli poziomu najniższego od marca 2009 r. O godz. 16 okazało się, że dane są jeszcze gorsze – sprzedaż zmalała aż do 3,83 mln.
Amerykańskie indeksy zamknęły się na poziomie najniższym od siedmiu tygodni. Dow Jones stracił 1,32 proc. Utrzymał się jednak powyżej 10 tys. punktów.
Wyczekiwane dane z USA przyćmiły inne odczyty makro, które pojawiły się w ciągu dnia. Bez echa przeszedł kolejny (zgodny z poprzednim) szacunek szybkiego wzrostu niemieckiej gospodarki w II kw. Wrażenia na inwestorach nie zrobiły nawet lepsze od prognoz dane o zamówieniach w przemyśle strefy euro.