Paradoksalnie powodem do optymizmu może być również fakt, że kursy akcji nie chciały reagować na napływające przez cały dzień mało korzystne wieści ze świata.
Większego wpływu na notowania nie miał odczyt wskaźnika nastrojów amerykańskich konsumentów autorstwa firmy Conference Board, który zazwyczaj jest uważnie śledzony przez inwestorów. Tym razem wskaźnik zanotował największy od ponad roku miesięczny spadek. Analitycy tłumaczyli, że rynki nie przejęły się gorszymi nastrojami konsumentów (których wydatki stanowią aż dwie trzecie PKB), ponieważ już wcześniej można było się spodziewać, że na humory Amerykanów wpłyną rosnące ceny paliwa i żywności.
Sytuacji na rynku nie zmieniły też kolejne niepokojące dane z amerykańskiego rynku nieruchomości. Ceny domów mierzone indeksem S&P/Case-Shiller dla 20 największych metropolii spadły w styczniu o 3,1 proc. rok do roku.
Do tego doszło jeszcze obniżenie oceny kredytowej uginającej się pod ciężarem długów i kryzysu politycznego Portugalii przez agencję ratingową S&P. Obecnie firma ta szacuje wiarygodność papierów emitowanych przez portugalski rząd na poziomie niewiele wyższym niż dla bardzo ryzykownych obligacji „śmieciowych".
Jak na tak pokaźny zestaw teoretycznie niekorzystnych dla rynków wieści, WIG20 zakończył dzień umiarkowaną zniżką. Inwestorzy najwyraźniej uznali, że mimo wszystko bilans szans i zagrożeń wciąż jest jeszcze korzystny dla giełdy. Niewielka odległość dzieląca indeks od poniedziałkowego szczytu sprawia, że ustanowienie nowego rekordu hossy wciąż jest w zasięgu ręki.