– Złoto było podstawą wiary w pieniądz, bo miało realną, namacalną wartość. Od 1971 roku mamy do czynienia z pewnego rodzaju iluzją, która działa wyłącznie dlatego, że wierzymy, iż możemy coś za te pieniądze kupić – tłumaczy „Rz" prof. Cezary Wójcik z SGH, główny ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości.
Złoto było w centrum systemu stworzonego w 1944 roku w Bretton Woods. Kurs dolara był powiązany z ceną kruszca i – przynajmniej w teorii – waluta ta mogła być wymieniana na złoto w cenie 35 dol. za uncję. Większość pozostałych walut była powiązana z dolarem sztywnym kursem.
Z biegiem czasu wyszły na jaw niedoskonałości systemu. Pojawiła się nierównowaga między krajami zadłużonymi i nadwyżkowymi, a silne państwa nie miały motywacji do jej zlikwidowania.
W dodatku cały system był uzależniony od polityki gospodarczej Stanów Zjednoczonych, które emitowały światową walutę. A USA – pogrążone w wojnie wietnamskiej i wyścigu zbrojeń – nie przejmowały się zbytnio dyscypliną budżetową. W rezultacie doszło do wysokiej inflacji, co oznaczało coraz więcej papierowych pieniędzy przy niezmiennej ilości złota. Gdyby w 1971 roku wszyscy wymienili swoje dolary, złota starczyłoby tylko dla 22 proc. ludzi.
Nie wszystkim się to podobało. Gaullistowska Francja, próbując wywrzeć presję na USA, groziła nawet, że wymieni wszystkie swoje rezerwy. Nixon się jednak tym nie przejął. Równo 40 lat temu, 15 sierpnia 1971 roku ogłosił po prostu zawieszenie wymienialności dolara na złoto, a w rezultacie cały system z Bretton Woods się rozpadł.