Nowe prawo nie jest rewolucją, lecz tylko uporządkowaniem i doprecyzowaniem zapisów, które wcześniej pojawiły się w rekomendacjach Komisji Nadzoru Finansowego.
Już rekomendacja S (II) nakazywała bankom, aby umożliwiły klientom spłatę kredytu walutowego bezpośrednio we frankach czy euro. Natomiast w rekomendacji T pojawiło się zastrzeżenie, że bank nie może wprowadzać dodatkowych warunków ani obowiązku ponoszenia kosztów, które mogłyby utrudniać klientowi skorzystanie z takiej możliwości.
Nie był to jednak bezwzględny zakaz pobierania opłat. W praktyce większość banków przyjęła, że jednorazowa płatność za aneks do umowy kredytowej takim utrudnieniem nie jest, a więc jej pobieranie nie narusza zaleceń KNF.
Jasno napisane
Tymczasem tzw. ustawa antyspreadowa stanowi wprost, że skorzystanie z prawa do spłat w walucie nie może wiązać się z poniesieniem przez kredytobiorcę dodatkowych kosztów oraz że bank ma obowiązek bezpłatnie zmienić umowy kredytowe zawarte przed zmianą przepisów. Dla klientów niektórych instytucji oznacza to sporą oszczędność.
W PKO BP dotąd za aneks płaciło się 30 lub 50 zł (decydowała data zawarcia umowy kredytowej), w ING – 100 zł, w MultiBanku i Raiffeisen Banku – po 200 zł, zaś w Millennium i Polbanku – aż 500 zł. Czasami opłata zależała od stanu zadłużenia. Na przykład BGŻ pobierał 0,25 proc. kwoty pozostającej do spłaty, jednak nie mniej niż 150 zł, zaś Kredyt Bank – 0,25 proc., min. 200 zł.