Przeciętne wynagrodzenie brutto w grudniu 2011 r. w firmach zatrudniających od 10 osób wyniosło 4015,37 zł – pierwszy raz w historii przekryczyło 4 tys. zł. Jednak inflacja zjadła cały 4,4-proc. nominalny (r./r.) wzrost wynagrodzeń w tym miesiącu.
W całym roku, jak wynika z danych GUS wynagrodzenia są realnie o 0,6 proc. wyższe niż rok temu. – To jeden z najniższych wzrostów – przyznaje Adam Czerniak, ekonomista Kredyt Banku. Dwa lata temu było to 0,9 proc, a w kryzysowym – 2007 roku – 0,7 proc.
Ekonomiści zwracają uwagę, że w grudniu płace w górę (9-proc. wzrost m./m.) ciągną górnictwo z premiami barbórkowymi (przesuniętymi częściowo z listopada) oraz energetyka. A to oznacza, że w innych działach przemysłu wzrosty musiały być niższe. – Firmy zaczęły wyhamowywać dynamikę płac, co wynika z pogorszenia perspektyw ich rozwoju w porównaniu do sytuacji obserwowanej na początku roku – wskazuje Wiktor Wojciechowski, ekonomista Invest Banku. Jego zdaniem płace nie będą realnie rosły także w najbliższych miesiącach. – Oprócz wciąż utrzymującej się dużej niepewności związanej z sytuacją gospodarczą w Polsce i strefie euro, zwłaszcza w Niemczech, do obniżenia rocznej dynamiki wynagrodzeń przyczyni się także podwyżka składki rentowej o 2 pkt. proc. od strony pracodawców – tłumaczy ekonomista. Z tą prognozą zgadza się większość ekonomistów. Uważają, że płace albo realnie w tym roku nie wzrosną, albo niewiele. – Wszystko zależy od wysokości inflacji – dodaje prof. Stanisław Kubielas, ekspert PKPP Lewiatan.
Nominalny fundusz płac wzrósł w grudniu o 6,8 proc. w skali roku, a realnie o 2,1 proc., podobnie jak w listopadzie. Oznacza to, że w czwartym kwartale realny fundusz płac w sektorze przedsiębiorstw wzrósł o 2,5 proc. Ekonomiści szacują też spadek tempa wzrostu konsumpcji do 2,6 proc. w czwartym kwartale 2011 roku z 3,0 proc. w trzecim. Jeśli prognozy się sprawdzą, będzie to najniższy poziom od początku 2010 roku. Z danych GUS wynika, że co prawda roczna dynamika zatrudnienia wyniosła w grudniu 2,3 proc., ale w porównaniu z listopadem spadło ono o 0,2 proc (o prawie 12 tys. osób) do 5,503 mln osób. – To zmniejszenie zatrudnienie, szczególnie przy ciepłym grudniu, który pozwalał na prace infrastrukturalne, rzuca sporo pesymizmu na zachowanie rynku pracy – ocenia Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE Banku. Adam Czerniak uważa, że w kolejnych miesiącach zatrudnienie będzie nadal spadało. Przypomina o gwałtownym wzroście rok temu (ponad 120 tys. osób) wynikającym ze zmiany liczby firm, gdzie pracuje od dziesięciu osób. Jego zdaniem firmy produkcyjne i budowlane mogą zwalniać pracowników.
Ale ekonomiści podkreślają, że spowolnienie na rynku pracy nie powinno przybrać gwałtownej skali jak w 2009 roku.