Ta różnica między kondycją Ameryki i świata, będąca skutkiem drożejących akcji za oceanem i umacniającej się największej gospodarki naszego globu, jest największa od 1992 roku., wskazują dane gromadzone przez analityków Bloomberga.
W okresie, kiedy akcje na rynkach wschodzących w ciągu trzech miesięcy poleciały w dół o jedną dziesiątą, a kraje od Rosji po Wenezuelę wstrząsane są kryzysem zadłużeniowym przypominającym szoki z 1998 r. zyski inwestorów na Wall Street są powodem do globalnego optymizmu. Dane z przeszłości pokazują, iż za każdym razem, kiedy różnica między Ameryką a resztą świata była tak duża jak obecnie inne rynki nadrabiały zaległości w ciągu 12 miesięcy.
- To siła Ameryki bardziej niż coś innego odzwierciedla sytuację globalną - nie ma wątpliwości David Lafferty, główny strateg Natixis Global Asset Management, współzarządzający aktywami o wartości 894 miliarda dolarów. Podkreśla on, iż gdyby gospodarka Stanów Zjednoczonych nie przyspieszyła świat byłby bardziej niespokojny a zmienność na rynkach dużo większa.
Od 1970 r. były cztery przypadki, kiedy Standard&Poor's500 odjechał światu tak mocno jak obecnie. Za każdym razem wskaźnik MSCI World (bez USA) rósł w następnym roku bijąc amerykański indeks średnio o 14 proc.
W 1992 r. akcje amerykańskich korporacji drożały podczas gdy międzynarodowe rynki straciły 14 proc. na skutek drożejącego dolara i wypchnięcia brytyjskiego funta z europejskiego systemu kursów na skutek ataku George'a Sorosa. W następnym roku MSCI World (bez USA) zyskał 30 proc., ponad cztery razy więcej niż Standard&Poor's500.