Bo Piech, niewątpliwie dzisiaj jedna z najważniejszych postaci w niemieckiej motoryzacji, po prosu tam się nie pojawił nie podając żadnych powodów. I nadal trudno jest zrozumieć jak to się stało,że stracił wpływ na to co dzieje się w Volkswagenie. Sama opozycja ze strony związków zawodowych, to wiele za mało.
Kiedy więc w ostatnią środę, dyskretnie usunięto jego krzesło z podium i wizytówkę z nazwiskiem, zastanawiano się: Czemu nie przyszedł? Są dwa możliwe powodu. Mógł nie chcieć kolejnego starcia z Martinem Winterkornem, prezesem Grupy i kuzynem Wolfgangiem Porsche, który jest szefem Porsche Automobil Holding, głównego akcjonariusza Grupy Volkswagena. A może w swojej zaciekłości szykuje się do kolejnego uderzenia z boku. To też jest bardzo prawdopodobne.
Niemcy są dyskretni. Nikt więc nie komentował nieobecności patriarchy, odmawiano odpowiedzi na pytanie o walkę o władzę w grupie.
A samo WZA przebiegało tak, ja jest to zwykle w wielkich grupach europejskich,kiedy pojedynczy akcjonariusze mogą bezpośrednio poskarżyć się zarządowi, albo na zarząd. Na przykład jeden z nich chciał wiedzieć,dlaczego musiał zapłacić o 1000 euro więcej za swojego Porsche Macana kiedy odbierał go prosto z fabryki, niż gdyby dostarczył mu go diler.
Nie brak i takich udziałowców , którzy już teraz mówią o tym,że brakuje im Piecha. Jego charyzmy i zdeterminowania. Bo nie ma wątpliwości, że jego wkład w rozwój grupy jest nie do przecenienia. Tak zresztą ocenia sytuację rynek, bo akcje Porsche Automobile Holding od 25 kwietnia, kiedy to ustąpił Piech staniały o 9 proc. Akcjonariusze chcieli też wiedzieć co stanie się z ogromnymi zyskami Volkswagena, które w I kwartale 2015 zwiększyły się o 20 proc. i wyniosły 870 mln euro.