– Żadnej odwilży w stosunkach władz ze światem zewnętrznym czy własnym społeczeństwem nie widać. Za to krążą uporczywe plotki, że Putin potwierdzi to otwartym tekstem już 23 grudnia, na swej (dorocznej) wielkiej konferencji prasowej – podsumował kilka dni nerwowych plotek niezależny publicysta Iwan Preobrażenski.
Nikt nie wie dokładnie, o czym rozmawiał Biden z Putinem i czy któryś z nich podjął jakieś zobowiązania wobec drugiego.
Już po rozmowie prezydentów rosyjski MSZ wydał ostre oświadczenie, twierdząc, że „wciąganie Ukrainy do NATO (…) tworzy zagrożenia naszego bezpieczeństwa, prowokuje poważne ryzyka wybuchu działań wojennych, włącznie z rozległym konfliktem wojskowym w Europie”.
Czytaj więcej
Do Moskwy leci w tym tygodniu zastępca sekretarza stanu USA Karen Donfried. Na razie jednak nie widać szans na porozumienie, które zapobiegłoby uderzeniu Rosji na Ukrainę.
– Najpierw było dzikie napięcie i oczekiwanie wojny, a potem rozległo się westchnięcie pełne ulgi – uważa ekspert Andriej Kolesnikow z moskiewskiego Centrum Carnegie. – Takie oświadczenia niwelują uczucie tej euforii. Najwyraźniej nie była ona w planach rosyjskich przywódców, albo też jest to próba umocnienia przewagi, jaka wynikła na skutek rozmowy (prezydentów): Biden w jakimś sensie okazał się słabszy od Putina. To on poszedł na ustępstwa, a nie Putin jemu. A teraz putinowska Rosja umacnia się na zdobytych pozycjach, ale nie żąda więcej, tylko konkretyzuje swoje życzenia – podkreśla Kolesnikow.