Od kilku dni daje się zauważyć narastające w szkołach napięcie. Zarówno młodzież, jak i nauczyciele coraz bardzie obawiają się zakażenia i domagają się większych reżimów sanitarnych. Kryzys nabrzmiewa i nie ma komu go zażegnać. Ustępujący minister jest na kwarantannie, nowy – z koronawirusem.
W miniony weekend media poinformowały o śmierci dwóch nauczycieli: 31-letniego Kamila Pietrzyka z Zawiercia oraz Beaty Ćwik-Rumińskiej, nauczycielka ze szkoły w Osieku nad Wisłą. To prawdopodobnie pierwsze ofiary koronawirusa w szkołach. Bo choć w sobotę podczas konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki zapewniał, że szkoły są bezpieczne, to z danych MEN wynika, że szkół, w których wykryto patogen, jest coraz więcej. W poniedziałek 821 szkół pracowało hybrydowo a 264 zdalnie.
Problem jednak w tym, że szkoły, zwłaszcza przeciążone podwójnym rocznikiem, to tykająca bomba. I tylko kwestią czasu jest to, kiedy wybuchnie. Dlatego też dyrektorzy poszczególnych szkół, którzy najlepiej wiedzą o tym, jakie warunki w nich panują, domagają się większej swobody w podejmowaniu decyzji o zmianie trybu kształcenia. Teraz szkoła musi prosić o zgodę sanepid. I nawet gdy inspektorzy ją wydadzą, to często z opóźnieniem. A wirus przecież nie czeka. Dlatego też w poniedziałek Związek Nauczycielstwa Polskiego wydał oświadczenie, w którym domaga się od rządu stworzenia bezpiecznych warunków pracy. „Mimo gwałtownego wzrostu zachorowań na Covid-19 w ostatnich tygodniach, rosnącej liczby szkół pracujących zdalnie lub hybrydowo i tragicznych informacji o śmierci nauczycieli z powodu koronawirusa, rząd nie przedstawił żadnej strategii dotyczącej ochrony zdrowia 4,5 mln uczniów i 600 tys. nauczycieli oraz pracowników oświaty" – napisali związkowcy. Oprócz zwiększenia kompetencji dyrektorów w zakresie zmiany trybu nauczania proponują także m.in. zmniejszenie liczebności klas, automatyczne przechodzenie na nauczanie zdalne w czerwonych strefach, wyposażenie pracowników w sprzęt ochrony osobistej (maseczki, przyłbice, przesłony z pleksi dla pracowników powyżej 60. r.ż.) czy bezpłatne testy oraz szczepionki na grypę dla pracowników oświaty. Nauczyciele buntują się, że wszędzie – w kinach, na siłowniach, w salach, restauracjach – zmniejsza się liczbę osób przypadających na daną powierzchnię, a w szkole zasady pozostają bez zmian. A pobyt w placówce jest obowiązkowy. „Bardziej dba się o bezpieczną rozrywkę niż o bezpieczną naukę" – buntują się.
Wsparciem są uczniowie, którzy ruszyli ze zbiórką podpisów pod petycją „Zdrowi uczniowie", wzywającą do przejścia na hybrydowy styl pracy. W poniedziałek po południu widniało pod nią już 5,6 tys. podpisów. W części szkół uczniowie w ramach protestu założyli czarne stroje.
Nauczyciele i uczniowie byli przekonani, że w minioną sobotę premier ogłosi jakąś strategię dla szkół. Nic takiego się nie stało. Być może nie było się komu o to upomnieć. W MEN zapanowało obecnie bezkrólewie. Nie wiadomo, jak długo trzeba będzie czekać na objęcie stanowiska szefa resortu przez Przemysława Czarnka. Trzeba jednak zadbać o to, by szkoły nie stały się nowymi trudnymi do opanowania ogniskami koronawirusa.