Od poniedziałku, 18 października, w strefie czerwonej szkoły średnie będą funkcjonować w trybie zdalnym. W żółtej – w hybrydowym. Zdaniem nauczycieli jest to krok w dobrym kierunku. Choć niezrozumiałe jest dla nich pozostawienie w placówkach uczniów szkół podstawowych.
O decyzji w sprawie zmiany trybu pracy szkół średnich premier Mateusz Morawiecki poinformował w czwartek po południu. Dyrektorzy dostali trzy dni na to, by się przestawić na nowy system pracy. – Gdybyśmy nie liczyli się z tym, że szkoły przejdą na nauczanie zdalne, to mielibyśmy problem – mówi „Rzeczpospolitej” Marcin Konrad Jaroszewski, dyrektor XXX LO im. Jana Śniadeckiego w Warszawie. Stolica od soboty jest w czerwonej strefie, więc wszystkie warszawskie szkoły średnie zaczynają funkcjonować online.
ZNP: to nie wystarczy
Nauczyciele jednak są zawiedzeni, że zaostrzenie dotyczy tylko szkół średnich. Ich zdaniem jest to niewystarczające. – Należy zmniejszyć liczbę dzieci w salach przedszkolnych i najmłodszych klasach podstawówki oraz przygotować szkoły do nauki na odległość. Jest jeszcze czas na wprowadzenie zmian – apelował w piątek prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz.
Apel związkowców jest odpowiedzią na obawy płynące ze strony środowiska nauczycielskiego. Biorąc pod uwagę fakt, że średnia wieku pedagogów to ponad 44 lata, istnieje ryzyko, że zakażą się od swoich przechodzących chorobę bezobjawowo uczniów.
A jest się czego obawiać, bo dane są zatrważające. W sobotę Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 9622 nowych zakażeniach koronawirusem, co jest absolutnym rekordem. W niedzielę liczba zakażonych zmniejszyła się do 8536 osób, co wynika jednak nie ze spadku zachorowań, ale z tego, że w weekendy wykonuje się mniej testów. W sobotę było ich zaledwie 37,2 tys., podczas gdy w tygodniu wykonuje się ich ok. 60 tys.