Tak wynika z umowy USA – Unia Europejska z 2007 r. o przekazywaniu przez linie lotnicze danych pasażerów. [b]Dziś (18 listopada 2008r.)zaczyna obowiązywać polska ustawa ją ratyfikująca[/b] ([link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=288679]DzU z 2008 r. nr 196, poz. 1212[/link]). Umowa reguluje dostęp Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego USA do danych zawartych w rejestrach lotów transatlantyckich, zaostrzone zostały bowiem zasady bezpieczeństwa po zamachach w 2001 r. Sprawdzając dane przylatujących (m. in. imiona i nazwiska, adresy, numery telefonów), Amerykanie chcą ujawniać i zatrzymywać ewentualnych terrorystów.

Podczas prac legislacyjnych w Sejmie pojawiły się sugestie, że Amerykanie wymusili tę umowę, grożąc, że linie lotnicze będą płacić po 6 tys. dolarów specjalnej opłaty za każdego pasażera. Loty za Atlantyk przestałyby wtedy być opłacalne dla linii z Europy. Największe kontrowersje wywołuje właśnie kwestia ochrony danych osobowych. Choć linie lotnicze co do zasady nie zbierają danych wrażliwych, to część takich informacji – o stanie zdrowia, przynależności do różnych organizacji, wyznaniu – może wyjść na jaw, np. gdy pasażer zgłasza zamiar transportu wózka inwalidzkiego, zamawia specjalne posiłki, a nawet korzysta z bonusów kierowanych np. do członków związków zawodowych w lotnictwie cywilnym.

Pierwsze takie porozumienie (z 2004 r.) było bardziej korzystne dla USA, ale uchylił je Europejski Trybunał Sprawiedliwości.

– [b]Dzięki nowemu porozumieniu ilość danych osobowych przekazywanych obecnie do USA zmniejsza się z 34 do 19[/b] – podkreśla Małgorzata Kałużyńska Jasak, rzecznik prasowy generalnego inspektora ochrony danych osobowych.

Dzięki umowie zmienia się też system przesyłania danych. Zamiast opcji pull, czyli przeglądania i pozyskiwania danych samodzielnie przez odpowiednie służby USA od przewoźników latających za ocean, powinien obowiązywać system push, czyli udostępnianie amerykańskim służbom specjalnym tylko tych danych, na które pozwala umowa USA – UE.