– Wstępnie planujemy, że jednorazowy dodatek na dojazd do pracy wyniesienie dwukrotność średniego wynagrodzenia – ujawnia „Rz” Paweł Chorąży, dyrektor Departamentu Europejskiego Funduszu Społecznego w resorcie rozwoju regionalnego.
Z kolei grant na przeprowadzkę sięgałby czterokrotności przeciętnych zarobków. Obecnie średnia krajowa to 3,2 tys. zł brutto. Dopłata do dojazdów (powyżej 100 km) mogłaby wynieść więc ok. 6,4 tys. zł brutto (ok. 4 tys. netto), a na zmianę miejsca zamieszkania – ponad 12 tys. zł brutto (do ręki ok. 8 tys.).
Oczywiście nie wszyscy mogliby liczyć na taką pomoc. Chodzi o osoby z tych miejscowości, w których wytworzyła się monokultura zatrudnienia, to znaczy większość mieszkańców pracuje w jednym dużym zakładzie. Gdy ten upada lub redukuje zatrudnienie, zwolnieni nie mają gdzie podjąć innej pracy.
„Rzeczpospolita” pisała niedawno o możliwości powstania tzw. wysp bezrobocia, np. w Stalowej Woli czy Krośnie, gdzie wielkie zakłady zwalniają setki ludzi. Dodatkowo wsparte osoby musiałyby brać udział w szkoleniach, także finansowanych z funduszy UE z programu „Kapitał ludzki”, dla pracowników zwalnianych z restrukturyzujących się przedsiębiorstw. Taki proces przechodzi obecnie kadra likwidowanych stoczni.
– Ostateczne propozycje wysokości dodatków, sposobów ich dystrybucji i zabezpieczeń przed wyłudzeniami powinniśmy przedstawić w połowie kwietnia – mówi dyrektor Chorąży.