Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju, wszedł w ostatni czwartek w skład specjalnego zespołu doradczego ds. polityki gospodarczej przy rumuńskim rządzie. Będzie służył swoim doświadczeniem w zakresie tworzenia funduszu inwestycyjnego, na kształt PFR.
To niejedyne rozwiązanie, którym zainteresowała się Rumunia. – Jeśli porównamy gospodarkę rumuńską z polską, to okazuje się, że ma ona podobne problemy, choć ten kraj startuje z jeszcze niższego poziomu niż my – wyjaśnia prezes Paweł Borys. Rumunia, podobnie jak my, należy do jednych z najmniej zamożnych członków UE, z kraju wyemigrowało 3 mln osób (z Polski ok. 2 mln), główną przewagę konkurencyjną gospodarki stanowią niskie koszty pracy, zaś poziom innowacyjności jest niski (pod tym względem Rumunia zajmuje ostatnią pozycję w UE). Do tego sektor bankowy w 90 proc. należy do inwestorów zagranicznych. Ogromnym problemem jest też nieszczelność systemu podatkowego. Z ostatniej analizy Komisji Europejskiej wynika, że to w Rumunii luka VAT jest największa w całej UE.
– W Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju zostało zdiagnozowanych kilka pułapek rozwojowych, które Polska musi ominąć, jeśli chcemy przestać być gospodarką peryferyjną. Co ciekawe, prawie jeden do jednego pasują one do rumuńskiej gospodarki, która też chce przeskoczyć na wyższy etap rozwoju – mówi Borys.
Władze w Bukareszcie postanowiły więc skorzystać z planu Morawieckiego i wdrożyć niektóre mechanizmy u siebie. Chodzi przede wszystkim o takie elementy planu, jak poprawa otoczenia biznesu (w tym pakiet 100 zmian dla firm), rozwój innowacji (Rumunia uruchamia podobny do naszego program finansujący startupy) czy wspomniane wcześniej utworzenie funduszu rozwojowego.