– Wielkie aglomeracje zwykle są w stanie tworzyć dużo miejsc pracy. Nawet w kryzysie – mówi Mateusz Walewski, ekspert Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych. Nie ma tam dużych zakładów przemysłowych, które, jeśli upadają, sieją spustoszenie na lokalnym rynku pracy.
– Za to są tysiące małych i średnich firm, głównie usługowych. Bardziej elastycznie reagują na zmiany w gospodarce. Nawet jeśli którejś powinie się noga, na jej miejsce pojawiają się nowe – dodaje Przemysław Susmarski z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.
Na koniec sierpnia stopa bezrobocia w Warszawie wynosiła 2,5 proc. – wynika z danych GUS. To tylko o 0,4 pkt proc. więcej niż w sierpniu 2008 r. Przeciętnie w Polsce bezrobocie wzrosło w tym okresie o 1,7 pkt proc. Bardzo niskim odsetkiem osób poszukujących pracy mogą się pochwalić także Poznań – 2,6 proc. (o 1 pkt proc. więcej niż rok temu), i Katowice – 2,7 proc. (0,8 pkt proc. wzrostu). – W tych metropoliach możemy mówić o braku rąk do pracy – komentuje Walewski. W sumie pięć miast wojewódzkich wciąż ma stopę bezrobocia niższą niż 5 proc.
Nie wszędzie jednak jest tak dobrze. W mniejszych miastach kryzys widoczny jest coraz bardziej. W ciągu ostatniego roku bezrobocie w Białymstoku wzrosło o 3,6 pkt proc. do 10,6 proc., w Olsztynie – o 2,4 pkt proc., do 6,2 proc. Trudna sytuacja utrzymuje się na rynku pracy w Kielcach i Łodzi.
To, że w metropoliach wciąż mamy bardzo niskie bezrobocie, nie oznacza, iż znalezienie tam pracy jest rzeczą łatwą. W Warszawie w sierpniu 2008 r. pracodawcy zgłosili ok. 2,8 tys. ofert pracy, na jedną przypadało dziesięciu bezrobotnych. W sierpniu tego roku ofert było ponad tysiąc, a na jedną przypadały już 44 osoby. Zdaniem Przemysława Gacka, prezesa grupy Pracuj, w stolicy można łatwo znaleźć zatrudnienie, ale w określonych zawodach.