Trwające od miesiąca w Republice Południowej Afryki strajki górników obejmują kolejne kopalnie. Wszystko zaczęło się w ubiegłym miesiącu w kopalni platyny w Marikanie. Domagający się trzykrotnej podwyżki zarobków do poziomu 12,5 tys. randów (około 5 tys. zł) górnicy wstrzymali 10 sierpnia pracę i rozpoczęli strajk generalny. Już pierwszego dnia w wyniku walk między związkami zawodowymi zginęły 4 osoby. Trzy dni później ofiarami konfliktu padło kolejnych 9 górników. Do kulminacji zamieszek doszło 16 sierpnia, kiedy uzbrojony w maczety tłum ruszył na kordon policji. Funkcjonariusze użyli ostrej amunicji. Zginęło kolejnych 34 górników, a kilkadziesiąt zostało rannych. Było to najkrwawsze wydarzenie w kraju po upadku apartheidu.
Dwa tygodnie później prokuratura postawiła 270 zatrzymanym górnikom zarzut morderstwa oraz oskarżyła ich między innymi o posiadanie broni i nielegalne zgromadzenie. Co ciekawe wobec zatrzymanych górników zastosowano przepisy prawne jeszcze z czasów apartheidu, które obarczają odpowiedzialnością zbiorową uczestników zamieszek. Wywołało to dodatkową falę oburzenia w rozwarstwionym społeczeństwie.
Polityka, związki i walka o władzę
Aby zrozumieć sedno konfliktu W RPA, warto zagłębić się w obecną sytuację polityczną i ekonomiczną w kraju. Po upadku apartheidu władzę przejął Afrykański Kongres Narodowy (ANC), partia Nelsona Mandeli, z którą wspólnie obalił system dyskryminacji czarnej ludności przez białych afrykanerów. Żeby wyrównać szanse czarnych obywateli, zwycięski ANC obsadzał swoimi przedstawicielami stanowiska w radach nadzorczych i zarządach koncernów należących wcześniej do białych. Partia w ramach dywersyfikacji własności tworzyła też własnych udziałowców w tych firmach. Dzięki temu w RPA wyrosła czarna elita biznesowa.
W tym samym czasie stopa życiowa niższych warstw wcale się nie polepszała, co skutkowało coraz większym rozwarstwieniem społeczeństwa. Po przejęciu władzy przez prezydenta Jacoba Zumę sytuacja tylko się pogłębiła, a korupcja, nepotyzm i nieudolność rządów ANC wywołała falę antyrządowych nastrojów. W szeregach ANC zaczęły pojawiać się radykalne głosy nawołujące do nacjonalizacji przemysłu i redystrybucji dochodów.
Takie poglądy coraz odważniej zaczął głosić bliski współpracownik prezydenta Zumy, Julius Malema, który w wyborach w 2007 roku poparł swojego przyjaciela. Od tamtej chwili rozbieżności między nimi narastały. Malema głosił coraz bardziej populistyczne hasła, domagając się odebrania ziemi białym farmerom i podżegając do nienawiści wobec afrykanerów. W końcu doszło do otwartego konfliktu i w marcu tego roku Malema został decyzją sądu partyjnego uznany winnym tworzenia rozłamu w partii i z niej wydalony. Kiedy wydawało się, że to koniec kariery awanturnika, wybuchły strajki, na których Malema próbuje ugrać polityczny kapitał.