- Niektórzy pracownicy IRS na pewno zawiedli, ale w większości są to porządni ludzie wykonujący trudną i odpowiedzialną pracę – tłumaczył dziennikarzom na kapitolu demokratyczny kongresman ze stanu Waszyngton Jim McDermott. - Urząd podatkowy jest łatwym celem, bo nikt nie lubi, kiedy się z niego ściąga pieniądze – uważa McDermott.
Losem IRS zainteresował się też wpływowy kongresman z Nowego Jorku Charlie Rangel, który zaapelował o oczyszczenie dobrego imienia ciężko pracujących pracowników. Pomoże to całemu rządowi – dodał. - IRS musi walczyć o odzyskanie społecznego zaufania jako poborcy podatków – wtórował mi kalifornijski kongresman Xavier Becerra.
Po ujawnieniu afery w IRS pracownicy rządowi nie mogą jednak liczyć na wzrost sympatii i zrozumienia ze strony samych Amerykanów, którzy często traktują skarbówkę jako emanację całej administracji. Agencja boryka się ze skutkami tzw. sekwestru, czyli cięć w wydatkach, które zaczęły obowiązywać od marca. Udało się zapewnić jej w miarę normalne funkcjonowanie do końca okresu składania zeznań podatkowych, ale od maja zatrudnieni w IRS muszą być wysyłani na przymusowe urlopy.
W sumie do końca września każdy z pracowników skarbówki będzie musiał skorzystać z pięciu bezpłatnych dni wolnych od pracy. Administracja ostrzega, że odbije się to na efektywności IRS w ściąganiu podatków, ale trudno przypuszczać, aby argument ten dotarł do zwykłych podatników po ujawnieniu, że urząd podatkowy z premedytacją dyskryminował prawicowe grupy utrudniając im uzyskanie statusu organizacji nie nastawionych na zysk.
Stygmat politycznej korupcji może przenieść się także na inne agencje rządowe, które także zaczęły wysyłać pracowników na przymusowe urlopy. Może to utrudnić debatę nad poszukiwaniem długofalowych rozwiązań kwestii zadłużenia publicznego. Prawicowi wyborcy i członkowie Kongresu opowiadający się za ograniczeniem państwa federalnego zyskali dodatkowy argument za cięciami wydatków.