Przez lata oceniał pan jako poseł Komisji Obrony programy modernizacji technicznej armii, potem w rządzie Leszka Millera jako wiceszef MON sam je tworzył. Wiem, że także z fotela europejskiego deputowanego śledził pan uważnie zbrojeniowe przyspieszenie w wykonaniu ministra obrony Mariusza Błaszczaka i nie szczędził krytycznych uwag. Armia maszeruje w dobrą stronę?
Nadal codziennie czytam analizy, utrzymuję kontakt z ekspertami, rozmawiam też z wojskowymi. Coraz częściej jednak, gdy przychodzi do liczb i konkretów, ze zdumienia przecieram oczy.
Czytaj więcej
Minister Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak zatwierdził umów między Agencją Uzbrojenia, a Polską Grupą Zbrojeniową na dostawy sprzętu wojskowego i środków bojowych wartości 1 mld zł.
Co pana dziwi?
Że wartość przewidywanych wydatków tylko na wojskową technikę sięga już 900 mld zł, a nadal ścieżki finansowania toną we mgle. W rachunkach mamy bałagan i chaos, na dodatek podlany absurdalnym mocarstwowym sosem. A przecież mówimy o wydawaniu kwoty przerastającej roczny budżet kraju. Dziwi mnie też, że chcąc dokonać podstawowych wyliczeń, trzeba było robić szacunki w oparciu o dostępne źródła, także nieoficjalne, bo obecne władze odeszły już dawno od przejrzystego komunikowania skali zbrojeniowych wydatków.
Pamiętam czasy, kiedy w Sejmie szanowano zasadę, że wydatki obronne państwa i planowanie modernizacyjnej części budżetu MON nie były przedmiotem bezpośredniego sporu politycznego, a parlamentarzyści starali się grać wspólnie w trosce o bezpieczeństwo Rzeczypospolitej. To już przeszłość…
Wiele się zmieniło, martwią mnie ogromnie te niejasności i zamieszanie w sprawie źródeł finansowania wojskowej modernizacji. Bezskutecznie próbuję dokopać się do konkretów. Wiadomo na przykład, że bezpośrednio z budżetu państwa na sprzętowe zakupy planujemy wydać do 2035 roku 520 mld zł, ale to niejedyny przecież sposób regulowania należności za broń i inwestycje w unowocześnienie wojska. Dochodzą do tego pieniądze pozabudżetowe, czyli finansowanie zakupów z długu za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego, który zarządza Funduszem Wsparcia Sił Zbrojnych (FWSZ). W tym roku to będzie 37 mld zł, na przyszły zaplanowano 40 mld zł, a na 2025 aż 70 mld zł. Do 2027 r. tylko wskutek wydatków z FWSZ powstaną zobowiązania w wysokości 314 mld zł. Nie zapominajmy przy tym, że oprócz tego ogromne koreańskie zakupy m.in. samolotów FA-50, haubic K9, czołgów K2 oraz wyrzutni rakietowych Chunmoo są robione na kredyt. Zobowiązania wobec sektora finansowego w Seulu na razie szacowane są na 70–90 mld zł, a zabiegamy o więcej. Warunki, na jakich zaciągamy koreańskie pożyczki, nie są jasne, ale niewątpliwie przyjdzie czas na ich ujawnienie i spłatę.
W ostatnich tygodniach Waszyngton komunikował, że USA przyznały Polsce 2 mld dol. kredytu na cele związane z bezpieczeństwem.
W tym przypadku raczej nie ma wątpliwości, że Amerykanie dają pożyczkę, aby wesprzeć eksport własnej broni. Dokładnie też wiedzą, z kim zawierają transakcję, na co sobie mogą pozwolić, proponując warunki umowy w ramach Foreign Military Sales. W 2020 r. dowiedzieliśmy się, że za 32 samoloty piątej generacji F-35 zapłacimy ok. 4,6 mld dol. I od początku było wiadomo, że Warszawa nie ma szans na poważniejszą współpracę przemysłową przy budowie supermyśliwców. Niemcom, którzy podobnie jak Polska nie uczestniczyli od początku w międzynarodowym programie rozwojowym F-35, udało się jednak wynegocjować z USA udział w produkcji lotniczych komponentów nie tylko dla zamówionych przez siebie maszyn, ale także do samolotów dostarczanych wielu krajom w ramach ogromnego przedsięwzięcia eksportowego koordynowanego przez giganta zbrojeniowo-lotniczego Lockheed Martin. Przemysłowe korzyści w związku z zamówieniami na F-35 uzyskała także Finlandia.