Jeżeli Donald Tusk zdecyduje się na rekonstrukcję rządu, to niewykluczone, że jednym z głównych kandydatów do zmiany będzie minister finansów Jacek Rostowski. Ostro krytykowany przez opozycję nie ma zaplecza politycznego we własnej partii. Na wczorajszej konferencji prasowej, na której prezentował założenia do nowelizacji budżetu na 2009 rok, Rostowskiemu nie towarzyszył premier Donald Tusk. Zdaniem jednego z młodych polityków PO dla dbającego o pozytywny przekaz medialny Tuska minister finansów “stał się passe”.
– Nie dziwię się nieobecności premiera. Przecież Tusk może kojarzyć się tylko z decyzjami pozytywnymi, a Rostowski nic dobrego do zakomunikowania nie miał – mówi “Rz” Jolanta Szymanek-Deresz (SLD). A wystąpienie ministra finansów, podczas którego Rostowski poinformował m.in. o zwiększeniu deficytu budżetowego aż o połowę, posłanka lewicy ocenia dobitnie.
– Manipulacja. To trzeba było zakomunikować społeczeństwu znacznie wcześniej. Ale PO wyczekiwała, aż skończy się kampania wyborcza. Straciliśmy bardzo dużo potrzebnego czasu – komentuje poseł Szymanek-Deresz.
Zdaniem ministra Jacka Rostowskiego po nowelizacji ustawy budżetowej różnica między budżetowymi wydatkami a dochodami wzrośnie do ok. 27 mld złotych. – Do takich działań zmusza rząd rzeczywistość gospodarcza. Wyraźne spowolnienie gospodarki nastąpiło również w Polsce, więc wpływy do budżetu są mniejsze – przekonywał dziennikarzy Zbigniew Chlebowski, szef Klubu PO.
Ale opozycji nie przekonał. – W maju Rostowski mówił o twardych, nienaruszalnych założeniach budżetowych, a teraz, że trzeba zwiększyć deficyt. Co zdarzyło się przez ostatnie dwa tygodnie, że zmienił zdanie? I co powie za kolejne czternaście dni? – mówi “Rz” posłanka Aleksandra Natalli-Świat (PiS). Przekonuje, że częste zmiany zdania przez Rostowskiego sprawiły, iż minister finansów stracił wiarygodność. – W ten sposób wiarygodności finansowej państwa też nie zbuduje – konkluduje posłanka.