[srodtytul]Reformatorzy i szkodnicy, czyli ile wynosi i skąd się wzięła dziura w budżecie 2010[/srodtytul]
Deficyt budżetu, czyli wydatki nie mające pokrycia w jego dochodach, ma wynieść w przyszłym roku ponad 52 mld zł. Kwota ta nie uwzględnia wydatków na projekty unijne, które UE zwróci budżetowi, ale nie w przyszłym roku. Suma tych unijnych wydatków, nie mających pokrycia w środkach, które UE ma przekazać do naszego budżetu w przyszłym roku, jest niebagatelna – na dziś przekracza 15 mld. Do tego jeszcze dochodzą koszty reformy emerytalnej w wysokości ponad 22 mld, których nadal nie wlicza się do deficytu. Łącznie rzeczywista dziura w budżecie, tj. po dodaniu do oficjalnego deficytu tych 2 pozycji, wyniesie aż 90 mld. Tylko nieco ponad 9 mld z tej dziury zostanie pokryte przychodami z prywatyzacji (reszta z wpływów z prywatyzacji planowanych na 25 mld ma być, zgodnie z obowiązującym prawem, podzielona między różnego rodzaju fundusze pozabudżetowe). Pozostałą część kwoty brakującej do sfinansowania wydatków – 82 mld – budżet będzie musiał pożyczyć.
[srodtytul]Każdy deficyt budżetu kosztuje[/srodtytul]
Deficyt, po pierwsze, oznacza wyższe podatki w przyszłości. Po drugie, zwiększa dług publiczny, od którego odsetki wypychają w pierwszym rzędzie wydatki państwa na cele prorozwojowe (np. na budowę i remonty dróg), bo bezpośrednie koszty polityczne ich ograniczania – łatwo dostrzegalne przez rządzących – są niższe niż odbierania przywilejów socjalnych. Po trzecie, ułatwia przechwytywanie publicznych pieniędzy grupom, które potrafią zadbać o własny interes kosztem reszty społeczeństwa. Politycy mogą spełniać ich żądania i uchwalać wydatki, na które trudniej byłoby im uzyskać społeczne przyzwolenie, gdyby dla ich sfinansowania musieli natychmiast podnieść podatki. Po czwarte, pogłębia nierówności w dochodach między bogatymi a biednymi, gdyż odsetki od długu publicznego, zaciągniętego przez państwo na pokrycie deficytu, trafiają – co oczywiste – wyłącznie do osób, które pożyczyły swoje pieniądze państwu, a więc zazwyczaj do osób zamożnych, natomiast podatki, które państwo ściąga na opłacenie odsetek od tego długu, obciążają wszystkich – w tym również najbiedniejszych. Po piąte, pochłania prywatne oszczędności, które mogłyby finansować inwestycje przedsiębiorstw.
[wyimek]Rząd Kaczyńskiego nie był zmuszony do rozrzutności przez działania lub ustawy poprzedników[/wyimek]