Ich zdaniem będzie to jednak możliwe tylko pod warunkiem przeprowadzenia reform lub podniesienia podatków.
Wiceminister finansów Ludwik Kotecki deklarował wcześniej, że deficyt w 2011 r. będzie niższy od 52,2 mld zł zaplanowanych na 2010 r. Z kolei analitycy Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, powołując się na dane resortu finansów, oceniają, że wyniesie on 40 mld zł. Zdaniem ekonomistów to zdecydowanie za dużo. – Pożądane byłoby głębsze ograniczenie deficytu budżetowego i finansów publicznych niż zaplanowane w programie konwergencji – mówi Maciej Reluga, główny ekonomista BZ WBK. – Ale przy braku dodatkowych działań może to być trudne do osiągnięcia – dodaje.
[wyimek]Ok. 37 mld zł wyniósł deficyt budżetu po czerwcu 2010 r.[/wyimek]
Także Michał Dybuła z BNP Paribas jest sceptyczny co do możliwości szybkiego ograniczania deficytu. – To, jaki będzie deficyt budżetu, jest mało ważne. Ważne jest to, co rząd ukryje poza budżetem. Dlatego trzeba patrzeć na wynik całego sektora finansów publicznych, a ten, moim zdaniem, wyniesie 6,5 proc. PKB, czyli 96 mld zł – mówi ekonomista. Jego zdaniem jest mało prawdopodobne, że rząd podejmie reformy lub podniesie podatki, bo wtedy na pewno przegra w kolejnych wyborach.
– Już w programie konwergencji rząd założył, że zmiany będą niewielkie i trudno oczekiwać, że będzie inaczej – podkreśla Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC. – Oczywiście istnieje ryzyko ukarania nas za to przez rynki finansowe, ale strach przed utratą elektoratu zwycięży – zaznacza.