Nierealne jest obniżenie deficytu finansów publicznych w tym roku poniżej 3 proc. PKB, do czego zobowiązaliśmy się wobec Komisji Europejskiej.
Konstruując tegoroczny budżet, rząd przyjął wiele założeń zbyt optymistycznie. Według Łukasza Tarnawy, głównego ekonomisty BOŚ, przewidziano m.in. wyższy wzrost płac i niższe bezrobocie. Sytuacja budżetu byłaby jeszcze gorsza, gdyby nie wysoka inflacja „zjadająca" dług publiczny i wydatki.
Ministerstwo Finansów już od miesięcy tnie ostro wydatki na zakupy i inwestycje różnych instytucji i agend. Do czerwca wydało tylko 1,5 mld zł z ponad 9 mld zaplanowanych.
Wszystko to, ponieważ dochody państwa kurczą się szybciej, niż ktokolwiek przewidywał. Przez pierwsze pół roku budżet zarobił o miliard złotych mniej na podatku VAT niż rok temu. Wpływy wyniosły 60,3 mld zł, a na cały rok rząd zaplanował ponad 132 mld zł. Coraz większe kłopoty mają też ZUS i NFZ. W tej ostatniej instytucji wpływy do końca maja były o ponad 900 mln zł niższe, niż wynikało to z planu finansowego. Przedsiębiorcy w tym samym czasie wpłacili do ZUS i OFE prawie 3 mld zł mniej, niż planowali.
– W drugiej połowie roku gospodarka będzie się rozwijała wolniej, a to oznacza, że do budżetu może wpłynąć o 14 – 18 mld zł mniej z podatków pośrednich – tłumaczy Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. Jego zdaniem w optymistycznym wariancie rządowi uda się w tym roku utrzymać dziurę budżetową poniżej planowanych 35 mld zł, bo dostał ponad 8 mld zł zysku z NBP i będzie ostro ciął wydatki.