Kiedy Komisja Europejska zdejmie z krajów Europy Środkowo-Wschodniej procedurę nadmiernego deficytu, gospodarki będą musiały w dalszym stopniu pilnować swoich finansów publicznych – zwraca ją uwagę analitycy Erste Group w najnowszym raporcie. Spodziewają się, że unijnego gorsetu już latem tego roku powinny pozbyć się Węgry, a w przyszłym roku Czechy i Rumunia. Dla Polski wyzwaniem będzie utrzymanie deficytu finansów publicznych na poziomie 3 proc. PKB w tym roku, ponieważ cięcie wydatków i tak już mocno nadszarpnęło wzrost gospodarki. Zdaniem Erste, w najgorszym wypadku, termin zamknięcia procedury zostanie wydłużony o rok.
W ubiegłym roku w Unii Europejskiej wprowadzono tzw. „sześciopak" czyli pakiet reguł, mających w bardziej rygorystyczny sposób kontrolować stan finansów publicznych krajów wspólnoty. Wyznacza on m.in. cele dla strukturalnego deficytu finansów publicznych oraz nakłada limit na wzrost wydatków z budżetu (nie może być wyższy niż potencjalny wzrost gospodarki kraju). Zdaniem Erste, wymogi te są znacznie mniej szkodliwe niż sztywne nominalne cele fiskalne (tj. poziom deficytu finansów publicznych w relacji do PKB), ponieważ są czułe na cykl, w jakim znajduje się gospodarka. Są też dopełnieniem progów ostrożnościowych dotyczących długu publicznego, ustalanych przez kraje i zapisane w krajowym ustawodawstwie. - Nowe reformy strukturalne zapewniają oddech w czasach spowolnienia gospodarczego, ograniczając w ten sposób ryzyko wyniszczającej polityki cięć. Polityka chroni również skutecznie finanse publiczne przed nadmiernymi wydatkami w „dobrych latach", co wcześniej było główną przyczyną rosnących deficytów fiskalnych w grupie państw Europy Środkowo-Wschodniej – wyjaśnia Juraj Kotian, szef działu badań makroekonomicznych i rynku długu w Erste Group.
Kotian podkreśla, że nie ma potrzeby by państwa Europy Środkowo-Wschodniej podnosiły podatki, o ile będą trzymać się polityki wspierającej wzrost gospodarczy i ograniczać wzrost wydatków w ujęciu realnym do poniżej 1 proc. Państwa takie jak Czechy, Polska, Słowacja i Rumunia mają większy potencjał wzrostu i niższy poziom zadłużenia w porównaniu z innymi państwami Unii Europejskiej, mogą więc pozwolić sobie na wyższy poziom wydatków. W przypadku Polski, limit realnego wzrostu wydatków do czasu, aż luka w finansach publicznych nie zmniejszy się do 1 proc. PKB, wynosi 2,6 proc., później 3,8 proc. To najszybszy wzrost w Europie. W najgorszej sytuacji są Węgrzy, których wysokie zadłużenie publiczne (blisko 80 proc. PKB) pozwala im na zwiększanie wydatków jedynie o 0,5 proc. powyżej inflacji.