– Obecna struktura przychodów grupy, gdzie 50–60 proc. stanowią nawozy, w dłuższym terminie jest nie do utrzymania. Konieczna jest dywersyfikacja – przekonuje Wojciech Wardacki, prezes Grupy Azoty. – Chcemy, żeby wszystkie segmenty w miarę równomiernie dokładały się do przychodów – dodaje.
Będzie to możliwe dzięki inwestycjom w segmentach tworzyw i chemii. To właśnie te obszary w 2017 r. wpłynęły na poprawę wyników finansowych całej grupy. Gorzej wyglądała sytuacja w nawozach, których produkcja z uwagi na znaczący wzrost cen podstawowego surowca, czyli gazu, stała się mniej opłacalna.
Grupa Azoty jest największym w Polsce i drugim w Unii Europejskiej producentem nawozów. Biznes ten w 2017 r. stanowił ponad połowę przychodów całej grupy, które sięgnęły 9,6 mld zł. Azotom po piętach depczą importerzy rosyjskich nawozów. Według władz polskiej spółki ta konkurencja nie zawsze jest uczciwa. – My się konkurencji nie boimy. Nie zgadzamy się natomiast na praktyki niezgodne z prawem. Część nawozów wjeżdża do Polski ze Wschodu bez ważnych certyfikatów. Poza tym trudno mówić o równej konkurencji, gdy w Rosji cena gazu stanowi 30–40 proc. ceny, która obowiązuje w Europie – argumentuje Wardacki. Jego zdaniem dzięki niskim cenom gazu rosyjscy producenci są dofinansowywani przez państwo, a ich celem jest przejęcie europejskiego rynku.
W tym roku na inwestycje Grupa Azoty planuje wydać 1,6 mld zł, czyli o 50 proc. więcej niż w 2017 r. W poprzednich latach chemiczna grupa miała jednak problemy z realizacją rocznych budżetów inwestycyjnych. – Wynikało to z oszczędności, jakie udało nam się uzyskać przy realizacji niektórych projektów. Poza tym realizacja niektórych inwestycji przesuwała się na I kwartał następnego roku – tłumaczy Paweł Łapiński, wiceprezes Azotów.